Kuchnie
W naszych rozważaniach na temat ponadczasowej kultury ognia poruszyliśmy już historię m.in. ognisk, zapałek, systemów hypocaustycznych, kominiarzy, kominów, kafli piecowych i kominkowych. Zawitał do nas Harry Potter, a wraz z nim pokrótce poznaliśmy historię garncarstwa i zduństwa. Teraz nastał czas na trzony kuchenne i kuchnie wolnostojące.
Od początku cywilizacji sercem każdego domu była kuchnia. Tu zawsze tętniło życie. Przygotowywano w niej strawę, szykowano zapasy i pieczono chleb. Często służyła jako sypialnia dla kilkupokoleniowych rodzin. Pierwotnie wystarczało ognisko na środku chaty lub kamienna płyta. W późniejszych wiekach pojawiły się „kurne chaty” (z otworem zamiast komina) z wydzielonym pomieszczeniem, gdzie nad ogniem szykowano pożywienie. W kolejnych wiekach budowano paleniska zabezpieczone okapem, który dzięki otworowi w dachu odprowadzał dym. Gdy pojawiły się kominy, zaczęto stosować mniejsze piece kuchenne, które stały się prototypami, znanych nam, dawnych kuchni wiejskich. W późniejszych czasach, gdy zduństwo rozwinęło się na tyle, by stworzyć profesjonalne urządzenia grzewcze, zmodernizowano również kuchnie, które faktycznie powinniśmy nazywać trzonami kuchennymi.
Podobnie było w dawnych zamkach i w późniejszych rezydencjach. Jednakże w przeciwieństwie do domów jednorodzinnych, w takich budowlach kuchnie, jako osobne pomieszczenia, były zazwyczaj ogromne. Także pierwotne paleniska oraz wczesne trzony kuchenne w nich zbudowane, były na tyle duże, że potrafiły obsłużyć większą ilość domowników oraz gości biesiadnych, a także rycerzy powracających z wypraw wojennych. Przykładem pierwotnego paleniska kuchennego jest zachowane miejsce wraz z okapem, pochodzące z renesansowego zamku w Pęzinie (woj. zachodniopomorskie, k/Stargardu) oraz trzon kuchenny, który możemy obejrzeć w zamku krzyżackim w Malborku.
Trzony kuchenne
Trzony kuchenne budowano na kilka sposobów, ale zazwyczaj okładziną była glina lub – od okresu późnego średniowiecza – kafle ceramiczne. Całą konstrukcję wykonywano z cegieł szamotowych i obkładano gliną. Niekiedy do budowy wykorzystywano tradycyjnie wypalane cegły. Takie trzony kuchenne były wyposażone w żeliwną płytę na fajerki zabezpieczone poręczą, na której wieszano narzędzia kuchenne, garnki, patelnie, pogrzebacze, a także suszono ścierki. Kuchnie posiadały piekarnik i niekiedy niewielki piec chlebowy. Często bywały elementem składowym całego pieca ogrzewczego, połączonego na przykład z dolną lub górną ławką, zwaną „zapieckiem”. Takie rozwiązanie służyło mieszkańcom jako miejsce spoczynku i snu oraz jako sposób na „wygrzewanie kości” chorego lub miejsce rozgrzania dzieci po intensywnej, zimowej zabawie. Przy odpowiedniej konstrukcji i wybudowaniu wnęk, „zapiecki” służyły również do suszenia drewna.
Trzony kuchenne wykorzystywano także do ogrzewania ciepłej wody. Wówczas wbudowywano tzw. „podkowę” (stalowy pojemnik) z wodą, która pod wpływem wysokiej temperatury i systemu rur podgrzewała się w zewnętrznym zasobniku. Takie kuchnie były popularne w niemal każdym domostwie i w kamienicach. Montowano je również w restauracjach, hotelach i zakładach przemysłowych.
Dzisiaj jest podobnie, chociaż popularność trzonów kuchennych zdecydowanie zmalała. Zwiększyły się ludzkie potrzeby i wymagania. Większość społeczeństwa używa wygodniejszych kuchenek gazowych, elektrycznych i płyt indukcyjnych. Nie wymagają one codziennego rozpalania ani podtrzymywania ognia. Jednakże nie ma chyba nikogo, kto zaprzeczy twierdzeniu, że potrawy przygotowywane na drewnie smakują inaczej, po prostu lepiej.
Dziś wielu mistrzów kuchni reklamuje swoje specjały gotowane, smażone i pieczone właśnie na ogniu. Także pizza pieczona w prawdziwym piecu nigdy nie przegra z tą z piekarników elektrycznych lub gazowych. W związku z tym, dzisiejsi zduni również budują trzony kuchenne. Niekiedy ich praca polega tylko na „przestawianiu” niegdyś zbudowanych, czego przykładem jest trzon kuchenny z neobarokowego pałacu w Czernikowie (woj. zachodniopomorskie). Innym razem budują najprawdziwsze zduńskie dzieła sztuki. Czasami możemy zetknąć się z nowoczesnym stylem lub nawiązaniem do historii i tradycji. Część z takich inwestycji mogliśmy zobaczyć wśród finalistów konkursu „Mam Kominek 2012”. Aktualnie buduje się też tzw. „kuchnie letnie” połączone np. z wędzarnią i grillem. Dziś tak jak dawniej wykorzystuje się kafle, glinę oraz podgrzewa wodę i buduje zapiecki. Także wielu współczesnych, w tym rodzimych producentów, ma w swojej ofercie niezbędne akcesoria do budowy trzonu: od kafli, przez fajerki, po gotowe piekarniki. Trzony kuchenne, choć rzadziej, dalej będą budowane, żeby grzać, służyć do gotowania i radować swym wyglądem.
Kuchenki wolnostojące
W XVIII wieku obok tradycyjnych murowanych trzonów kuchennych, za sprawą architekta Francois de Cuvillies, pojawiły się pierwsze kuchenki z zamkniętym piekarnikiem i płytą grzejną, zwane Castrol Herd. Takie urządzenie po raz pierwszy zamontowano w 1735 roku w zamku Amalienburg w Nymphenburg Park. Pod koniec XVIII wieku rozpowszechniły się kuchenki z zamkniętą komorą spalania, wykonywane z miedzi i żeliwa. Około 1800 roku angielski hrabia Rumford wynalazł żeliwny piec kuchenny do dużych kuchni: „na kilka garnków”. W XIX wieku na szeroką skalę rozpowszechniły się wolnostojące kuchnie stalowe, które posiadały podobne rozwiązania. Pierwsza przenośna kuchnia pojawiła się w sprzedaży w 1851 roku. W świadomości wielu z nas, w kwestii takich kuchenek utrwalił się termin „westfalki”. Przez kilkadziesiąt lat były one produkowane na masową skalę.
Pierwszymi znanymi producentami były funkcjonujące do dziś firmy, m.in. Haas+Sohn, Godin i Morso. Zresztą, w niemal każdym większym mieście północnej Europy znajdowali się takowi producenci. Przykładem tego jest miejskie przedsiębiorstwo z przedwojennego Szczecina (Städtische Werke A.G. Stettin), mające w swojej ofercie pełną gamę urządzeń kuchennych.
Przenośne kuchenki działały podobnie jak murowane trzony kuchenne. Dym odprowadzany był z nich do komina za pomocą żeliwnej, a później stalowej rury. Na fajerkach gotowano potrawy, w piekarniku pieczono mięsa, ciasta i chleb. Znakomicie rozwiązano problem popiołu, który wystarczyło wybrać po otwarciu drzwiczek. Do pełnej obsługi urządzeń oferowano wszelkie akcesoria oraz wymienne elementy. Na początku były opalane drewnem i węglem. Montażem urządzeń zajmowali się zduni i kominiarze. W miarę rozwoju techniki pojawiły się kuchnie elektryczne (pierwszy model zaprezentowano w 1893 roku na wystawie w Chicago) i gazowe, produkowane przez wiele firm (pierwsze próby pochodzą z początku XIX wieku).
Na początku XX wieku produkcja kuchenek była potężnym przemysłem, porównywalnym do dzisiejszego przemysłu motoryzacyjnego. W 1908 roku niemiecka firma Küppersbusch zatrudniała 6000 osób. Wspomniane kuchenki montowano w domach jednorodzinnych i mieszkaniach w kamienicach. Swoje zastosowanie znalazły także w stołówkach i zakładach gastronomicznych. Bywały i piękne, i duże, i praktyczne, i jak na tamten czas bardzo nowoczesne. Ich produkcja należała do bardzo zaawansowanych. Zdobiono je kaflami i majoliką oraz emalią, a także artystycznymi okuciami. W przeciwieństwie do murowanych trzonów, które należało co kilkadziesiąt lat modernizować lub „przestawiać”, nie wymagały takich wysiłków. Przy odpowiednim podejściu i zaangażowaniu potrafiły przetrwać kilkadziesiąt lat i być czynne do dziś.
Aby być zadowolonym użytkownikiem, wystarczyło tylko zastosować się do instrukcji obsługi. W jednej z nich, pochodzącej z 1882 roku, możemy przeczytać: „Raz w tygodniu należy wetrzeć w piec dobrą sadzę, a następnie wyszczotkować na połysk. Dobrą sadzę rozpoznaje się po błyszczących cząsteczkach, które w dotyku są nieco tłuste i łatwo dają się rozkruszyć. Matowa i pylista sadza jest nieodpowiednia. Jeśli gdzieś na piecu znajduje się rdza, to należy posmarować to miejsce naftą, a nieco później wyczyścić przy użyciu popiołu z węgla kamiennego. Zanim rozpoczniemy poczernianie pieca, należy wytrzeć go suchym piaskiem przy użyciu szorstkiej szmaty. Następnie należy wymieszać sadzę z czarną kawą, zważając, żeby mieszanka nie była zbyt płynna, wetrzeć ją przy użyciu wełnianej szmatki w piec i szczotkować tenże piec tak mocno i długo, aż będzie błyszczał”. Tyle mówi instrukcja… ale dzięki niej, może przetrwał jakiś piec kuchenny do naszych czasów. Dziś, właśnie z powodu ich trwałości, można je spotkać na aukcjach i pchlich targach lub na wystawach w muzeach. Rzadziej zachowały się w domach, chociaż potrafiły być zjawiskowymi meblami. Współcześnie istnieją nawet specjalistyczne firmy zajmujące się konserwacją i renowacją kuchni. Piece, choć ich świetność przeminęła, nie zniknęły zupełnie i wciąż można je kupić.
Obecnie w Polsce z takich pieców kuchennych rzadko się korzysta. Stanowią one najczęściej wyposażenie kuchni letnich oraz domków letniskowych i działkowych. Większe zainteresowanie jest w krajach niemieckojęzycznych oraz na południu Europy. Do dziś wielu producentów ma je w swojej ofercie. Można znaleźć standardowe urządzenia za kilkaset złotych, które spełniają podstawową rolę lub nieco droższe, piękne kuchenne meble, potrafiące ogrzać cały dom i przygotować ciepłą wodę użytkową. Są one, tak jak dawniej, emaliowane, obłożone kaflami, a mnogość barw potrafi przyprawić o tzw. zawrót głowy. Bywają naprawdę piękne, w tym tradycyjne i zupełnie awangardowe, za to zawsze użyteczne. Jeśli jest taka możliwość, to choćby dla ich nieodpartego uroku i niepowtarzalnego smaku potraw przygotowywanych na żeliwnej płycie i fajerkach, warto stać się ich posiadaczem.
Czasu nie da się cofnąć, świat pędzi do przodu. Wygodniej jest korzystać z, wymyślonej w 1940 roku, kuchenki mikrofalowej niż z kuchni kaflowej lub „westfalki”. Jednak one nie znikają, a jak już się pojawią, to wywołują bicie serca z powodu wspomnień bądź niezwykłego uroku. Historia zatacza koło, bowiem kultura ognia jest wiecznie żywa. Dalej więc, dopóki ludzie będą kochać ogień, będą piece, kominki, a także kuchnie.
Artykuł opublikowany w magazynie „Kominek”