maciekburdzy@gmail.com

Zduńskie opowieści to serwis o kaflach, piecach i kominkach. Przedstawia dawne urządzenia grzewcze. Pokazuje zdjęcia, ciekawostki historyczne, rysunki, własne i cudze artykuły oraz odkrycia i wspomnienia. Zawiera i informuje o wydarzeniach z branży zduńskiej oraz wystawach muzealnych. Wywołuje uczucia od melancholii po uśmiech. Buduje zamiłowanie do dawnych rzeczy, które przeminęły oraz promuje kulturę ognia.

Ruiny kaflarni Dajcza w Siemiatyczach

Posted On 24 lip 2013
Comment: Off

SIEMIATYCZE

DAJCZA SUKCES FABRYKA KAFLI
Zakład powstał w 1895 roku i funkcjonował przy ul. Wysokiej 11 (19). W 1906 roku fabrykę nagrodzono na wystawie w Paryżu Wielkim Medalem Złotym i Dyplomem Honorowym. Wzmianka w 1925 roku. W 1929 roku właścicielami kaflarni byli Rachela Dajcz, Chaim-Lejb Dajcz, Fryda i Szaja Wolf Dajcz. Przynależność do zw. Fabr. Wyr. Ogniotr., Kamionk. i Ceramiki Szlachetnej. Oferowano: kafle polewane białe, normalne i gładkie (berlińskie). Zakład zatrudniał 75-80 robotników. Wzmiankowano: fabryka kafli Dajcz, zbudowana między ulicami Wysoką a Górną. W czasie II wojny światowej właściciele fabryki Dajcz, popełnili samobójstwo, zażywając truciznę w pociągu wiozącym ich wraz z innymi żydowskimi mieszkańcami Siemiatycz do niemieckiego obozu zagłady w Treblince. Po wojnie fabrykę Dajcza znacjonalizowano. Funkcjonowała jeszcze przez kilkadziesiąt lat. Aktualnie, dawne obiekty niszczeją.

Znakomity artykuł o dawnych kaflarniach w Siemiatyczach :

Smutne widoki można zobaczyć na działce przy ulicy Wysokiej – mieszczą się na niej ruiny budynków byłej fabryki kafli Dajcz.

Zawalające się dachy, kominy i ściany. W budynkach porozbijane kafle, cegły, dziury po wyrwanych deskach oraz różne śmieci. Widać, że odbywają się tutaj libacje alkoholowe.

W głównym budynku kaflarni przy ścianie dostrzegam kilka cegieł równo ułożonych. Po zrobieniu kilku zdjęć słyszę, że ktoś chyba jest w piwnicy. Faktycznie na gruzowisku siedzi wystraszony chłopiec w niebieskiej czapce, umorusany na twarzy. Zszedłem do niego. Jako pierwszy podaje mi zakurzoną dłoń. Marcin mam na imię, a pan? I tak się zapoznajemy. Na górce cegieł toczymy dialog.

– Przychodzę tutaj od dość dawna. Wyciągamy z bratem dobre cegły. Później sprzedajemy na mieście. Odbiorców mamy kilku. Płacą nam od każdej cegły 10 – 20 groszy. To jest nasz sposób na parę groszy, których nie dostajemy od rodziców, bo piją – mówi Marcin. – W tamtym roku zawalił się wielki komin. Huk był jakby bomba wielka wybuchła. Wystraszyliśmy się z bratem, że kiedyś nas tutaj zawali gruz. Jednak po kilku dniach znów wróciliśmy do roboty. Ludzie przychodzą i zabierają co się da: stare okna, ostatnie kafle, cegły itd. Jest specjalna grupa, która rozbiera podłogę, by wyciągnąć metalowe szyny i te stojące rury. Piją tutaj też, ale do nas się nie czepiają. Niedługo przyjdzie mój kolega. A nie wie pan co to za budynki, które rozbieramy? Ja chodzę do szkoły, ale nigdy nikt nam o nich nic nie mówił. Chyba ten ktoś musiał być bogaty, bo z takiej fajnej cegły.

Za 15 minut na placu pojawia się inny chłopiec. Jak się okazuje ma 12 lat: – Ja zbieram druty i inne metalowe rzeczy. Później zanoszę to dla brata, a on odpala dla mnie z tego działkę – opowiada Paweł. – Różnie od 2 do 5 złotych. W tamtym roku przysypało mnie trochę w piwnicy, ale panowie, którzy tutaj pili piwo usłyszeli mnie i wyciągnęli. Nieraz wchodziłem nawet pod sam dach, ale ktoś obciął schody i już teraz nie da rady. Mama kiedyś mówiła, że to było żydowskie. Na wakacjach to tutaj nawet bili się za pieniądze. Mój brat dwa razy wygrał. Dziś mam trochę drutu, ale któregoś dnia chcemy z bratem wyciągnąć wielką podporę. Wtedy to dopiero będzie kasa – bo wie pan, to duży metal.

Budynki kaflarni są wpisane do rejestru zabytków. Co na to Wojewódzki Konserwator Zabytków? Obecny stan tych budynków zagraża zdrowiu i życiu osób tam przebywających i zaglądających. Tylko czekać aż wydarzy się tam tragedia. Jak zawali się na dzieci ostatni wielki komin, ogromna ściana lub dach, to wówczas może ktoś się obudzi i zainteresuje tym, co tam się dzieje. Dzieci ryzykują swoim życiem, by mieć na bułkę, czekoladę itd., a inni wykorzystują je dla własnych korzyści. Ciekawe co powiedzą, jak kiedyś te dzieci za kilka cegieł lub trochę drutu stracą życie na tym rumowisku.

Od wielu lat nie dostrzegamy, że Siemiatycze posiadają na swym obszarze obiekty wyjątkowe w skali regionu. Wiążą się one z przemysłową historią grodu. Niestety są zapomniane i marginalizowane. Nie opuszczając gruzowiska kaflarni możemy się przekonać, czym różni się dzisiejsza architektura tandetnych obiektów handlowych od tego, co pozostawili nasi przodkowie.

Czas najwyższy upomnieć się o historię Siemiatycz, o los naszych zabytków, których niestety jest coraz mniej.

Może warto, by miejscy radni z komisji kultury: Krzysztof Andrzej Szyszko – przewodniczący, Antoni Kosieradzki, Jerzy Korowicki, Agnieszka Sitarska, Rafał Burakowski, Teresa Milewska, Roman Zdrojewski wypowiedzieli się publicznie co konkretnego zrobili, by zachować dla potomnych zabytek przy Wysokiej. Bowiem w zakresie obowiązków radnych tej komisji jest „ochrona zabytków”. Niektórzy rajcy zasiadają już nie pierwszą kadencję. A może coś w tej sprawie ma do powiedzenia na przykład Towarzystwo Przyjaciół Siemiatycz?

Marek Malinowski, Kurier Podlaski – Głos Siemiatycz, fot MM

 

Spojrzenie w przeszłość – dlaczego kafle?

Kaflarnie i przemysł ceramiczny to onegdaj prawdziwa specjalność Siemiatycz. Początki przemysłu ceramicznego w tym mieście sięgają 1890 roku, kiedy pierwszą produkcję kafli uruchomił Hersz Belkies, który trafiwszy do więzienia za drobne oszustwo siedział tam z pewnym kaflarzem. A ten, w czasie odbywania kary, uczył go procesu wyrobu kafli. Pisał o tym hrabia Henryk Ciecierski w swoich pamiętnikach:

„To stanowiło przełom w jego życiu. Hersz, jakby los wielki wygrał na loterii: koza stała się dla niego szczęściem. I jak ongi mądry, dobry prałat Faria kształcił w ponurych podziemiach zamku If więzionego tam hrabiego de Monte Christo, tak za jakieś łajdactwo skazany kaflarz, towarzysz niedoli przez zły los prześladowanego Herszka, siedzący z nim w jednej celi, z nudów stał się jego mistrzem i twórcą późniejszej jego fortuny.

Wyjaśniał mu kaflarz fachowo technikę roboty kafli i we wszystkie potrzebne do dobrej ich produkcji wtajemniczał wiadomości. Herszunio był pojętny jak jamnik i – strzygąc swymi szpiczastymi uszami satyra – wchłaniał w siebie dawane mu przez kolegę nauki. Wyszedłszy wreszcie z więzienia, rozejrzał się po Siemiatyczach, od których najbliższe trzy stacje kolei (Wysokie Litewskie, Bielsk Podlaski i Sokołów) o całe sześć mil były odległe, a i sąsiednie miasteczka leżały również od kolei daleko i zrozumiał, że popyt na kafle w tych miasteczkach i licznych jeszcze wtedy okolicznych dworach ma zapewniony i on tylko będzie stanowić cenę. Glina pod Siemiatyczami okazała się doskonała. Zaczął od ręcznego wyrobu kafli z paroma tylko majstrami. Kafle rozchwytano prosto z pieca. Rozwijał szybko przedsiębiorstwo, które rosło jak na drożdżach”.

Wkrótce powstawały kolejne wytwórnie: Radzyński, Dajcz, Maliniak, Szyszko, Małach, a Siemiatycze stały się znane w Polsce w tej branży. Kafle z Siemiatycz miały swoją renomę w kraju i za granicą, a pracownicy kaflarni stanowili elitę finansową wśród miejscowych robotników i prawdziwą tzw. klasę robotniczą. Na przykład we wrześniu 1935 roku robotnicy miejscowych kaflarni, do których należeli zarówno Żydzi, jak i chrześcijanie ogłosili strajk w celu uzyskania podwyżek wynagrodzenia za pracę. W wyniku tego strajku właściciele kaflarni zgodzili się na żądane podwyżki, czyli pół grosza od kafla i o 20% więcej za dniówkę. Sprawa oparła się wtedy aż o Inspektora Pracy w Białymstoku, który spotykał się z przedstawicielami związków zawodowych i pracodawców. Pisano o tym w białostockiej gazecie „Dzień Dobry” w numerze z 6 września 1935 roku.

Wielu z przodków rdzennych mieszkańców Siemiatycz pracowało w kaflarniach, w ten sposób utrzymując rodziny.

Jedną z największych kaflarni w Siemiatyczach była, powstała na początku XX wieku, fabryka kafli Dajcz, zbudowana między ulicami Wysoką a Górną. Wyroby Dajcza już w 1906 roku na międzynarodowej wystawie przemysłowej w Paryżu otrzymały złoty medal. Który z obecnych naszych zakładów przemysłowych może poszczycić się takimi trofeami?

W czasie II wojny światowej właściciele fabryki Dajcz, popełnili samobójstwo, zażywając truciznę w pociągu wiozącym ich wraz z innymi żydowskimi mieszkańcami Siemiatycz do niemieckiego obozu zagłady w Treblince. Po wojnie fabrykę Dajcza upaństwowiono i jeszcze kilkadziesiąt lat produkowano tam kafle według dawnej procedury na oryginalnych starych piecach i urządzeniach.

Dzisiaj fabryka, rzadki w skali kraju a może i Europy taki zabytek przemysłu ceramicznego, mogłaby być główną atrakcją Siemiatycz. Mogłaby, gdyby nie to, że w ciągu ostatnich 20 lat doprowadzono do jej ruiny. Nie potrafiono wykorzystać tej, tak interesującej części naszej przeszłości, do tworzenia współczesnego wizerunku miasteczka.

Za kilka miesięcy resztki fabryki Dajcz znikną zupełnie z przestrzeni Siemiatycz.

Jerzy Nowicki, Kurier Podlaski – Głos Siemiatycz

Za zgodą redakcji

 

About the Author