Urządzenia grzewcze powiatu wągrowieckiego
Fragment książki „Urządzenia kultury ogniowej na terenie powiatu wągrowieckiego” autorstwa Macieja Burdzy
Kiedy pomyślimy o złotych czasach pieców kaflowych i kominków, to nasze serca zaczną bić szybciej, a wyobraźnia osiągnie szczyty. Wrócą wspomnienia smaku chleba z babcinej kuchni i żaru bijącego z rozgrzanego pieca w mroźne, zimowe wieczory. Niestety, te dawne dzieje przeminęły i już nie wrócą. Piękne grzejne meble zostały zastąpione przez kaloryfery, które najczęściej stanowią główne źródło ciepła. Rzadko bywają urokliwe, jednak zapewniają komfort i niezawodność. Przez ich popularność zmieniły się też wnętrza naszych domów i mieszkań. Dawne pomieszczenia przeznaczane niegdyś na składy drewna stały się schowkami lub kotłowniami, w których można postawić na przykład piec miałowy czy powiesić kocioł gazowy. Współczesne pokoje zazwyczaj są większe, ponieważ każdy narożnik pozbawiony dawnego pieca kaflowego, może być po prostu pusty lub wykorzystany w inny sposób. Ta zmiana systemu ogrzewania wpływa także na dzieci, które ze swojego zasobu słów wyeliminowały takie terminy, jak piec kaflowy, kawiarka czy zdun. Wciąż przez wielu powtarzane słowa, że świat idzie do przodu i to, co minęło, już nie powróci, w tym przypadku odzwierciedlają rzeczywistość. Starsze pokolenie nie ma się czym pochwalić i niewiele może na ten temat powiedzieć najmłodszym. Mimo że jeszcze niedawno bez pieca kaflowego, a co za tym idzie – i zduna, nie wyobrażano sobie życia mieszkańców naszej szerokości geograficznej, tak już niebawem pojęcia te znikną w czeluści przysłowiowego worka, zawierającego takie archaizmy, jak: rotmistrz, rataj, kołodziej czy rejent. Spytawszy pierwszego napotkanego młodzieńca o to, czym była „angielka”, „westfalka”, „duchówka” lub szyber, najprawdopodobniej zetknęlibyśmy się ze znaczącym drapaniem po głowie i brakiem odpowiedzi.
Może nie ma w tym nic niewłaściwego, bo i po co pielęgnować takie wiadomości? Tak z pewnością myśli wiele osób. Owszem, nie trzeba być w tej dziedzinie specjalistą, natomiast warto zachować w świadomości dawne rozwiązania techniczne i wspomnienia o ludziach, którzy wśród nich żyli. To przecież jest pamięć o naszych przodkach, dziadkach i rodzicach, dlatego warto choćby za pomocą fotografii oraz krótkich informacji przybliżać młodemu pokoleniu to, co niegdyś miało miejsce na tych ziemiach. Powód jest tym bardziej ważny, że – jak pokazuje historia nawet ostatnich kilkunastu lat – z niepoliczalnej ilości dawnych urządzeń ogniowych, została tylko garstka. Wielce prawdopodobny jest scenariusz, że poniższy fotograficzny rejestr jest ostatnim tak szerokim opracowaniem na długi czas. Minie wiele lat, zanim ktoś następny pokusi się o podobną regionalną inwentaryzację. Wskazuje na to wiele dowodów, a także obserwacja działań konserwatorów zabytków i niektórych muzealników. Przypuszczalnie już w niedalekiej przyszłości część z pokazanych urządzeń zasili gruzowiska lub zostanie wykorzystana na utwardzenie dróg.
Historia urządzeń kultury ogniowej, w tym pieców kaflowych i kominków, to także losy regionu. Im więcej wiemy o przeszłości, tym bardziej jesteśmy emocjonalnie związani z miejscem naszego urodzenia lub zamieszkania. Ktoś kiedyś powiedział, że ojczyzna to nie punkt na mapie, ale miejsce skąd pochodzimy i gdzie czujemy się jak u siebie. Dla większości czytelników domem jest Wągrowiec, Skoki, Gołańcz lub inne mniejsze wsie i osady. To, co było i przetrwało do współczesnych czasów, powinno być formą kontaktu z naszymi przodkami i minionymi dekadami.
Poza tym wszystkim, nawet w tak wąskiej dziedzinie, jaką jest ogrzewanie, nigdy nie jest za późno na poszerzenie horyzontów. Dziś wiemy na przykład, że niegdyś każdy pałac, dwór, dom czy mieszkanie czynszowe były właśnie ogrzewane piecami i kuchniami kaflowymi oraz kominkami. Im bogatszy właściciel nieruchomości, tym bardziej zdobione były urządzenia grzewcze. Połączenie finezji projektanta z wytwórczością manufaktur kaflowych i rzemiosłem zduńskim dawało niesamowite efekty wizualne. Niestety, kiedy teraz spojrzymy na to, co się zachowało, możemy tylko zapłakać. Niniejsza publikacja powstała właśnie między innymi po to, aby zarchiwizować dawne, zachowane urządzenia. W związku z tym, spróbujemy dociec, jak to się stało, że z podstawowego źródła ciepła, piec kaflowy stał się nielubianym „klocem” lub zabytkiem.
Piece kaflowe i kominki, które już od średniowiecza były podstawowym źródłem ciepła, straciły swą dominującą rolę dopiero na początku XX wieku. Wtedy to pewien mężczyzna pochodzący z pruskiego Pomorza wymyślił i wyprodukował pierwszy system centralnego ogrzewania. Tym człowiekiem był Franz Saint Galli. Urodzony w Kamieniu Pomorskim, wykształcenie zdobywał w Szczecinie, gdzie także podjął pierwszą pracę zawodową. Następnie w Sankt Petersburgu, na terenie ówczesnej Rosji, prowadził przedsiębiorstwo, w którym powstawały między innymi elementy żeliwne i stalowe do budowy mostów, sejfy, piecyki kominkowe, a potem… grzejniki. Te ostatnie, kojarzone przez nas, ciężkie i żeliwne kaloryfery wraz z systemem rur, w dość szybkim czasie zrewolucjonizowały architekturę wnętrz. System ten opanował praktycznie cały świat i zaczął wypierać piece kaflowe w Europie.
Kominki zaś stały się pięknym, ale tylko meblem, tworzącym romantyczny wystrój wnętrza. Ich możliwości grzewcze poszły w zapomnienie.W latach dwudziestych ubiegłego stulecia centralne ogrzewanie było już szeroko rozpowszechnione. W wielu przypadkach zachowano stylowe, ozdobne piece kaflowe, pochodzące najczęściej z XIX wieku, natomiast skromniejsze wersje, tak zwane monoblokowe, były rozbierane i sprzedawane lub wyrzucane na gruzowiska. Stały się synonimem biedy i zacofania, a jako urządzenia niereprezentacyjne spełniały jedynie funkcje użytkowe. Na łamach wydawanej w przywoływanym czasie przez Kazimierza Bonowskiego „Gazety Wągrowieckiej – pisma dla rodzin polskich”, ukazywały się ogłoszenia prywatnych osób, chcących sprzedać swój piec kaflowy, zwany również kaflanym, oraz inne urządzenia grzewcze, zastępowane przez system centralnego ogrzewania. Należały do nich stalowe, wolno stojące kuchenki (piece) z „fajerkami”, czyli żeliwną płytą grzejną, opalane drewnem lub węglem. Ich potoczna nazwa – „westfalki” – wywodziła się od pierwszych tego typu urządzeń produkowanych na terenie Niemiec, właśnie w Westfalii. Piecyki te były niegdyś (poza murowanymi, kaflowymi trzonami kuchennymi) podstawowymi sprzętami w niemal każdym domu. Oprócz funkcji związanej z przyrządzaniem jedzenia oraz piekarnikiem do mięs, ciast i chleba, umożliwiały one, dzięki wbudowanej tzw. podkowie wodnej, przygotowanie ciepłej wody użytkowej w zewnętrznym zasobniku (buforze).
Innymi urządzeniami, których się chętnie pozbywano, były wolno stojące piecyki żeliwne (żelazne), tzw. kozy. Zazwyczaj te dość ozdobne urządzenia grzewcze, najczęściej postawione na żeliwnych nóżkach lub fikuśnej podstawie, umożliwiały ogrzewanie pomieszczeń, wykorzystując w tym celu konwekcję powietrza. Podłączano je do komina krótkim odcinkiem rury stalowej lub żeliwnej, a jako opału używano drewna, węgla, brykietu i niekiedy koksu. Przykładem takich piecyków są dawne urządzenia eksponowane na wystawach w Muzeum Regionalnym w Wągrowcu i w Regionalnej Izbie Tradycji w Gołańczy.
Wspomniana wymiana pieców kaflowych na system centralnego ogrzewania w mieszkaniach i domach jednorodzinnych wiązała się jednak z odpowiednią zasobnością portfela. W związku z tym, że nowości zawsze były nieco droższe od tradycyjnych rozwiązań, na początku wieku większość społeczeństwa pozostała przy piecach kaflowych. Inaczej było już w przypadku instytucji państwowych, w tym urzędów i szkół. Po odzyskaniu niepodległości, kiedy minęły czasy zaborów i zniszczeń związanych z I wojną światową, przystąpiono do odbudowy państwa polskiego.
W miarę możliwości modernizowano wszystkie obiekty. Większy od prywatnego budżet miejski, gminny czy powiatowy umożliwiał częstsze i poważniejsze inwestycje w budynkach należących do skarbu państwa. W wielu z nich likwidowano piece kaflowe i piecyki żeliwne na rzecz kotłów i kaloryferów. Potwierdza to kilka powyższych ogłoszeń związanych z publicznymi przetargami na elementy wyposażenia wnętrz. I tak na przykład, według wzmianek prasowych z „Gazety Wągrowieckiej”, w roku 1924 sprzedano piec kaflowy w szkole w Kamienicy, w 1925 roku – w szkole w Bracholinie, w 1928 roku – w szkole w Potulicach, a w 1929 roku – dwa piece szkole w Czeszewie.
W tym samym czasie, 11 września 1925 roku, magistrat w Wągrowcu sprzedał cztery piece kaflowe i kuchnię westfalską. W 1929 roku w Wągrowcu, w oddziale Wielkopolskich Zakładów Przetworów Kartoflanych, sprzedano kolejne dwa niepotrzebne piece. W 1933 roku Urząd Skarbowy w Wągrowcu, w drodze dobrowolnego przetargu, wystawił na sprzedaż między innymi dwa piece żelazne. Prawdopodobnie w tym okresie, wyprzedaże prowadziły także inne firmy i instytucje. Nie wiemy dokładnie, na ile przetargi te wpłynęły na zmniejszenie ilości pieców kaflowych w wielu budynkach.
Potwierdzeniem tych przypuszczeń są kolejne wzmianki w prasie wydawanej na terenach Wielkopolski. Jak napisano w „Gazecie Szamotulskiej” z 19 maja 1934 roku w artykule zatytułowanym „Położenie rzemiosła wielkopolskiego według sprawozdania Izby Rzemieślniczej w Poznaniu” we fragmencie dotyczącym zduństwa:
Zjawiskiem niekorzystnem dla tego zawodu, jest coraz częstsze zastępowanie pieców, instalacją ogrzewania centralnego, tak w budynkach instytucyj urzędowych jak i większych domów prywatnych. Potem dało się zauważyć na rynkach zbytu gotowe, zwłaszcza mniejszych rozmiarów piece kaflowe, pochodzenia produkcji fabrycznej. Wskutek tych niesprzyjających zmian, rynek pracy dla rzemiosła zduńskiego, doznaje coraz częstszego kurczenia się. Prace z zakresu tego zawodu, ograniczyły się li tylko do napraw starych pieców. Jednak i w tym wypadku posługiwano się taniemi siłami niefachowemi, na niekorzyść rzemiosła legalnego. Większe zatrudnienie dało się zanotować w sezonie zimowym. Spadek zatrudnienia w roku 1933, w porównaniu z rokiem poprzednim, jest znaczny, bo wynoszący 50%. Centralne ogrzewanie zaczęło pełnić rolę dominującą. Już w jednym z ogłoszeń z 1928 roku znajduje się informacja o sprzedaży domu z nowoczesnym wyposażeniem, czyli kanalizacją, elektrycznością i centralnym ogrzewaniem (w przeciwieństwie do innych ogłoszeń, gdzie to piece kaflowe lub żeliwne były podstawowym źródłem ciepła). Jest to jeden z dowodów na postrzeganie w świadomości społecznej systemu centralnego ogrzewania jako bardzo postępowego.
Ciekawym zjawiskiem, być może również nie bez wpływu na ilość zachowanych dawnych urządzeń grzewczych, były wszelkiego rodzaju licytacje komornicze. Niewykluczone, że konfiskata urządzeń grzewczych, w tym pieców kaflowych i żeliwnych oraz „westfalek”, wiązała się z ich niemałą wartością materialną lub po prostu dla komorników obserwujących bieg wydarzeń, związanych z rozpowszechnianiem systemu centralnego ogrzewania, były one ostatnią szansą na odzyskanie jakichkolwiek pieniędzy. Wielce prawdopodobne, że przy braku zainteresowania żeliwnym piecykiem, trafiał on na złom, a pozyskane w ten sposób środki okazywały się znacznie poniżej jego rzeczywistej wartości. Ogłoszeń dotyczących licytacji ukazało się naprawdę wiele, na stronie następnej publikujemy kilka z nich. Nagminne egzekucje związane były niewątpliwie z kryzysem z lat trzydziestych XX wieku. Szokująca jest jednak postawa ówczesnych przedstawicieli prawa, dla których zdrowie i bezpieczeństwo dłużników miało niewielką wartość. Zabierając i sprzedając przypuszczalnie jedyne urządzenie grzewcze, pozbawiano ludzi jakiejkolwiek możliwości funkcjonowania w okresie chłodów i zimy.
W taki oto sposób na początku XX wieku zaczęły znikać piece kaflowe. Potem wybuchła II wojna światowa, która dokonała niewyobrażalnych zniszczeń. Tuż po 1945 roku, dla zmęczonego wojną społeczeństwa nie miało znaczenia, czym ogrzewano domostwa. Liczyło się po prostu przetrwanie. W okresie, kiedy z jednej strony odbudowywano kraj, a z drugiej szalał terror komunistycznego reżimu, prowadzono skromne życie. Wielki kryzys dotknął wówczas szczególnie rzemiosło. Komunizacja kraju, fałszywa propaganda równości i ogólna bieda wykluczały jakiekolwiek zmiany na lepsze. Częściej budowano i naprawiano piece niż się ich pozbywano. Sytuacja zmieniła się dopiero w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Wtedy to poprawa sytuacji ekonomicznej, większa swoboda, możliwości prawne budowy domów, a także rozwój przemysłu, handlu oraz upowszechnienie kanalizacji i elektryczności umożliwiły krok do przodu. A ten wiązał się między innymi z wielką popularyzacją centralnego ogrzewania. W taki sposób zaczęły znikać kolejne piece kaflowe, zastępowane kotłami i żeliwnymi grzejnikami. Proces, rozpoczęty kilkadziesiąt lat temu, trwa do dziś. Przy prawie każdej modernizacji mieszkań i domów znikają zachowane w nich piece kaflowe. I o ile mniejszy żal dotyczy pieców monoblokowych lub współczesnych, o tyle, gdy niweluje się rzadko już spotykane „perełki” w postaci XIX-wiecznych ozdobnych urządzeń, serce pęka.
Nieco inaczej wyglądała sytuacja w dawnych rezydencjach szlacheckich. Wydawałoby się, że pałace i dwory jako perełki architektury powinny obfitować w piękne kominki i piece kaflo we. Tak przecież było dawniej i do dziś jest w niektórych miejscach naszego kraju, ale nie w powiecie wągrowieckim. Ongiś, podczas budowy tego typu obiektów pieczołowicie dbano o każdy detal, tymczasem w ostatnich dziesięcioleciach zostały doszczętnie ograbione z całego wyposażenia. Miejsca, które powinny być przykładem finezji i minionych innowacji, poza kilkoma wyjątkami straszą swoim stanem technicznym.
Po II wojnie światowej, kiedy znacjonalizowano majątki i pozbawiono prawowitych właścicieli możliwości zarządzania nimi, większość z rezydencji została zniszczona lub zdewaloryzowana. Czas powojenny, w którym posiadłości zarządzane były przez instytucje państwowe, w tym szkoły i państwowe gospodarstwa rolne, a ponadto zasiedlone zostały przez liczne rodziny bez świadomości i kultury osobistej, wydatnie przyczynił się do dewastacji nieruchomości. Także kolejny okres w historii, tuż po upadku ustroju socjalistycznego, kiedy rezydencje w wielu przypadkach stały się prywatną własnością, wybitnie potwierdził ignorancję ich użytkowników. Z ponad pięćdziesięciu pałaców i dworów znajdujących się na terenie powiatu wągrowieckiego, tylko kilkanaście może się poszczycić posiadaniem pieców kaflowych. Lecz w żadnym z nich nie znajdziemy piecowej „perełki”, która wywoła w nas uczucie zachwytu.
Obiekty te w większości są w nie najlepszym stanie technicznym. Aktualnie wyposażone są w prymitywne centralne ogrzewanie lub skromne monoblokowe piece. Jednak ze względu na trudną sytuację materialną mieszkańców i tak ratują im życie w mroźne dni. Jeszcze gorzej sytuacja przedstawia się w kontekście kominków, które niegdyś były okazami godnymi podziwu i najprawdopodobniej zdobiły każdy z pałaców i dworów. Dziś z pięknymi przykładami możemy się zetknąć tylko w jednym przypadku, z pozostałych zaś czterdziestu dziewięciu nie pozostał żaden ślad.
Zachowało się za to kilka trzonów kuchennych (kuchni kaflowych), ale tylko w jednym przypadku jest on wciąż użytkowany. Kilka wolno stojących kuchenek („westfalek”), znajdujących się w podzielonych na prywatne lokale pałacach, potwierdza ogólny, przykry stan rzeczy. Więcej urządzeń, w tym również misternie zdobionych, zachowało się w prywatnych mieszkaniach i domach. Mimo kilku apeli i wielu prób udało się zarchiwizować tylko część z nich, dzięki czemu możemy obecnie mieć wgląd w obraz dawnego kunsztu zduńskiego.
Kolejne rozdziały tej publikacji to symboliczna podróż w przeszłość, aby zobaczyć to, co było, i zachowało się do naszych czasów. Ujrzymy kilka, nielicznych niestety, archiwalnych fotografii przedstawiających piece kaflowe i kominki. Obejrzymy pozostałości pałaców i dworów oraz kilka wnętrz mieszkalnych w kamienicach i wiejskich domach. Zebrany materiał zdjęciowy pomoże z pewnością uruchomić wyobraźni obrazy dawnych, pięknych wnętrz, wyposażonych w architektoniczne skarby. Miejmy nadzieję poczuć ciepło kaflowych pieców, usłyszeć trzask polan i zobaczyć języki ognia tańczące w kominkach. Ze smutkiem należy uprzedzić, że przedstawione na fotografiach obiekty nie wprowadzą nas już w romantyczny nastrój. Pełna kwerenda zbiorów muzealnych i konserwatorskich oraz współczesne fotografie pokazują, jak wielkie dziedzictwo zostało bezpowrotnie utracone. Do obecnych czasów przetrwało niewiele z prezentowanych na kolejnych stronach okazów.