Historia ceramiki – M. Nałęcz-Dobrowolski, 1913 r.
Fragment książki autorstwa Marcelego Nałęcza-Dobrowolskiego “Ceramika i Szkło” 1913 r.
Bo i cóż jest muzeum, jeżeli nie cmentarz i cóż to jest malowidło, rzeźba, budowla,
jeśli nie pamiętnik jakim ród śmiertelny sporządza?!..
1.
Ceramika to dawny — bardzo dawny pamiętnik ludzkości. W zasnutej mgłą tysięcy lat epoce — w pierwszych świtach rozbudzenia ludzkiego umysłu i oderwania go od czysto zwierzęcych funkcyi — w czasach kamienia gładzonego wśród najpierwotniejszych sprzętów domowych — widzimy gliniane naczynia.
Człowiek już wówczas wznosił swą myśl wyżej od pospolitych zajęć. Abstrakcyjne jego idee zmuszają go do wznoszenia olbrzymich Dolmenów, Kromlechów lub Menhirów x), a wrodzony popęd zdobnictwa pobudza go do upiększania naczyń codziennego użytku — rysunkiem, które ów neolityczny człowiek starannie wydłubuje, wygniata, lub w symetryczne wycina wzory. Idąc dalej w epoce brązowej, lepi urny w kształcie chat, przez siebie zamieszkiwanych, lub nadaje im nawet niedołężne formy postaci ludzkiej.
Najświetniejsze momenta w historyi ceramiki są czasy malarstwa waz greckich—włoskie odrodzenie—wiek XVIII-nasty. Dzieła klasycznej epoki malarstwa greckiego zaginęły prawie doszczętnie — freski pompejańskie to tylko ostatni refleks alexandryjsko – hellenistycznych czasów — zachodzące słońce Hellady. Ślad jednak tego klasycznego malarstwa pozostał na dekoracjach waz greckich i dlatego są one tak niesłychanie ważnym przedmiotem w dziejach sztuki. — Czyi inaczej moglibyśmy wiedzieć o tych walkach herosów, o których „pieśń marzy” starodawna, o tych wspaniałych ćwiczeniach po gimnazionach, bachicznych ucztach i różnorakich chwilach dnia codziennego, gdzie smutek kojarzy się z weselem, troska i praca jest kontrastem wykwintu” i zbytku. Malarstwo waz greckich pozwala nam zaglądać do głębi duszy heleńskiej, pozwala nam ogarnąć jej całokształt, pozwala nam zrozumieć jej sentyment, wiarę i wszystkie jej wewnętrzne przejawy.
Stosunkowo dosyć późno, bo dopiero w końcu XVIII-tego stulecia zwrócono szczegółową uwagę na ów dział sztuki. Od tej chwili powstał cały szereg źródłowych dzieł w zakresie badań waz, a równocześnie stworzono szczegółową nomenklaturę dla rozróżnienia pojedyńczych form naczyń, jak n. p. Amfora, Krater, Hydrya, Lekhytos, etc. etc. Metoda w studyowaniu malowideł waz polega na klasyfikacyi stylów dekoracyjnych, przy uwzględnieniu porządku chronologicznego.
Trzymając się tej zasady, archeologia stworzyła szereg grup — różnych co do swego charakteru, — a zarazem odpowiadających rozmaitym epokom rozwoju greckiej ceramiki. Podzielono też przede wszystkiem cały materiał ceramiki greckiej na 3 główne działy: wazy archaicznego stylu—wazy czarnofigurowe, (dekoracya czarna na czerwonym tle glinki naczynia) — wazy czerwonofigurowe i wszystkie inne (dekoracya czerwona lub wielobarwna na tle czarnym). Kaźden z tych działów rozpada się na grupy, które badacz poznaje po wielu charakterystycznych znamionach. Wśród dziesiątków tysięcy waz, zachowanych po dziś dzień w doskonałym nieraz stanie w zbiorach i muzeach, wybijają się na pierwszy plan tak wspaniałe okazy jak słynna waza, Dodwella, amfora Franęois (w Florencyi), prześliczny kubek z Vulci, waza Kumańska etc.
Wazy greckie nie służyły wyłącznie, jak same nazwy wskazują — do użytku stołowego — lecz były częstokroć przedmiotem zbytku, już to dekorując wnętrza domowe, już to spełniając rolę nowoczesnych cacek na gotowalni kobiecej. Niektóre z tych naczyń przeznaczano na zabawki dla dzieci, inne napełniano wyłącznie kosztownymi wonnościami. Najbardziej jednak interesujące, najwięcej uroku posiadają białe lekhyta ateńskie, związane z kultem pogrzebowym. Sceny w malowidłach tych przepięknych waz są z takim realizmem przedstawiane, że gdyby nie obecność Stelli lub symbolu duszy ludzkiej możnaby snadnie uważać je za epizody, rysowane z natury. Ponieważ malowidła omawiane wykonywał najczęściej skromny majster, nierzadko garncarz i malarz w jednej osobie—wyrosły z ludu, przeto utwory jego pędzla były najżywszym odbiciem panującego smaku, najlepiej ilustrowały sentyment i nastrój współczesny. W jego pracy nie wiązały go konwenans i tradycya do tego stopnia jak artystę rzeźbiarza, który wykuwał w tejże samej epoce słynne Stelle nagrobkowe, najbardziej do lekhytów zbliżone treścią dekoracyi i istotnem przeznaczeniem. Lekhyta ateńskie dowodzą jak dalece sztuka była popularną w grodzie Kekropsa, jak wielce opromieniała najdrobniejszy nawet wytwór tego uprzywiliowanego narodu.
Po tym peryodzie rozkwitu malarstwa waz—barok—polichromia — relief—zaczynają wchodzić coraz bardziej w modę, zastępując dwubarwne obrazy czerwonofigurowej epoki. Około r. 186 przed Chrystusem z chwilą, kiedy senat rzymski zakazuje odprawiać uroczystości na cześć Dionyzosa, przestają równocześnie wyrabiać owe malowane wazy, przedmioty przeznaczone wówczas głównie dla ceremonii dyonyzalnych. Ideę polichromii waz odziedziczyły plakiety z glinki wypalane, które składano jako pobożne exvota, lub dary w świątyniach i grobowcach drogich osób.
Pomost między rzeźbą monumentalną, a malowanymi wazami stanowi sztuka koroplastów. Wyroby gliniane owych rękodzielników, niekiedy artystów niepoślednich, dzielą się na dwie kategorye: na plakiety dekorowane ploskorzeźbą, odlewane z formy i na figurki—popularnie tanagryjskimi zwane. Pierwsze—były wytworem przeważnie rzemieślniczym V wieku. Po wyjęciu płaskorzeźby z formy wycinano jej kontury, odrywano niepotrzebne tło gliny, następnie wypalano sam relief, malowano go i przybijano do ściany budynku. Druga kategorya pod względem artystycznym stoi daleko wyżej. Tak jak w wielkiej rzeźbie podobnie w owych figurkach z gliny wypalanych rozróżniamy odrębne style, z których styl IV-tego wieku panujący w Tanagrze, Atenach, Koryncie, zalicza się do najświetniejszych momentów w rozwoju tej gałęzi artystycznego przemysłu. Wyrób tych figurek odbywał się w nader prymitywny sposób. Z początku modelowano starannie tylko przednią część twarzy, potem doklejano ją do tylnej strony zazwyczaj płaskiej, a wreszcie dorabiano korpus, nogi i ręce. Z natury rzeczy, chociaż jak widzimy rdzeniem roboty była forma, cały proces głównego wypracowania pozostawał indywidualny, do tego stopnia, iż niema prawie dwóch figurek, które byłyby szablonowo traktowane. Te, które należą do trzeciego okresu w historyi rozwoju tej rzeźby przedstawiają zwykle postacie kobiet—w ruchu— swobodnie—bez cienia pozy. Tutaj oto zalotna dziewoja opuściła z ramion delikatną kaliptrę, a fałdy jej w miękkich liniach owijają się koło giętkiego ciała. Tam druga wyszła na zwykłą przechadzkę. Mały kapelusz widocznie chroni ją od żaru Heliosa, a w ręku wachlarz zdaje się chłodzić uśmiechniętą do świata twarzyczkę. Wyraz —ruch owych figurek, nawet szczegóły toalety i uczesania sprawiają chwilami wrażenie, że mamy przed sobą utwory nie z IV-tego wieku przed Chrystusem, lecz dzieła obecnej doby.
Figurki tanagryjskie posiadają charakter wotywny, dlatego odnajdujemy je w grobowcach Helleńskich. Ongi w epoce legendarnych herosów palono ze zmarłym rycerzem jego sprzęty ulubione, konie i żyjących niewolników, ażeby rycerz mógł we wspaniałym orszaku zstąpić do ciemnic Hadesu. Z czasem wiara — religijność osłabły — kultura zmieniła warunki bytu. Zamiast palić niewolników, lub niszczyć otoczenie nieboszczyka, kładziono do grobu wraz z ciałem zmarłego—gliniane figurki. Miały one personifikować współtowarzyszy, rodzinę, służbę lub przyjaciół — którzy pod ziemią w dalszym ciągu ziemskiego pasterstwa, będą nieboszczykowi przypominać szczęśliwe chwile.
Wazy greckie zdobne w płaskorzeźbę—techniką swą zbliżały się już do wyrobów fajansowych.
Zanim przejdziemy do dalszych szczegółów w historyi ceramiki, pozwalamy sobie na drobną wycieczkę filologiczną.
Otóż w dziedzinie przemysłu garncarskiego panuje duże zamieszanie pojęć i zasadniczych określeń — zwłaszcza jeżeli chodzi o dwa wyrazy: fajans i porcelanę. Persowie znali wyrób fajansu dwa tysiące lat przed fabrykantami z Faenzy, a jednak od tego miasta dopiero w epoce renesansu — powstała nazwa: „fajans“ — nazwa obejmująca wszystkie wyroby gliniane, które posiadają ziemisty przełom i są pokryte emalią. Podobnie rzecz ma się z wyrazem „porcelana”. Starożytni Rzymianie nazwali pewien rodzaj perlistych ostryg „porcellą”—średnie wieki przyjęły tę analogię i ochrzciły imieniem porcelany całą familię owych skorupiaków, jak również dzieła wyrabiane z masy perłowej, które owe skorupiaki dostarczały. Biała glinka naczyń wschodnich, importowana z Azyi w początkach nowoczesnej ery — była tak bardzo do perłowej masy podobna, że wkrótce otrzymała również i ona nazwę porcelany.
Tymczasem przedmioty wyrabiane z białej glinki zwą się u Chińczyków „tsee” lub „teeki”, u Mandżurów „yehere”, u Japończyków „jakimono”—słowo „porcelana” jest tam zupełnie nieznane.
Kiedy fajans zaczęto wyrabiać—nie wiadomo… Ludzkość przechodziła od użytku naczyń niepolewanych do polewanych wolnymi etapami. Świadectwa literatury są mętne, niedokładne.
W każdym razie, to jedno jest pewnem, źe wynalazek fajansu zastosowano nasamprzód na Wschodzie. I tak Egipt w zamierzchłej już epoce umiał pokrywać wazy, figurki, drobne przedmioty zbytku—emalią, która tak swoją treścią jak i kolorem turkusu żywo przypominała późniejsze analogiczne wyroby Persyi. Architekci Niniwy i Babilonu używali emalii do pokrycia monotonnych murów ceglanych, a czynili to w mistrzowski sposób, który dziś jeszcze budzi zdumienie i zachwyt.
Wśród orgiastycznych biesiad, przy uginających się od złota stolach, odurzony dymem kadzideł Sardanabal lub Nebukadnezar wodził swój wzrok po wspaniałych barwach emalii. Malowane jaskrawo obrazy fantastycznych gryfów — lwy skrzydlate — półludzkie potwory — apokalistyczne bestye — wizye nieziemskiego świata jakby wylęgłe gdzieś w oparach gorączkowego haosu —stworzone kapryśnym skinieniem Króla Królów patrzyły się nań ze ścian pałacu szklistym oksydem metalu. Zazdrosna żółć żelaza i ponura brunatność manganu, rozkoszny błękit miedzi lub kobaltu rozjaśniał kolumnowe sale, zakrywał bezduszne przestrzenie, wybijał się z cienistych płaszczyzn — ostrą jaskrawą sylwetą… Gdzieindziej w potężnej Persyi, w pałacach Xerxesa, w mrocznych labiryntach korytarzów — wspaniała gwardya nieśmiertelnych łuczników nieskończonymi szeregami dzierżyła straż przy władcy lądów i morza. Powleczeni krasą lśniących sukien — jak przed wiekami sztywnie kroczą nieruchomo — wstrząsając grozą — imponując pięknością i ogromem.
2.
W Europie pierwszą fabryką fajansów na większą skalę — były warsztaty w Lind os na wyspie Rodos. Wedle podania mieli tam pracować perscy fajansiści pojmani do niewoli przez wielkiego mistrza Joanitów HeIiona de Villeneuve. Arabowie, podbijając Hiszpanię, rozszerzyli znacznie znajomość wyrobu fajansów, byli bowiem przez Persów dokładnie wtajemniczeni w arkana tej sztuki. Ożywiony wówczas handel z Włochami wpływał bardzo dodatnio na rozwój ceramicznego przemysłu, toteż być może, wyraz włoski „Majolika“ pochodzi z owej doby, kiedy Majorca słynęła wyrobami swego fajansu. Po wypędzeniu Arabów fabrykacya fajansu w Hiszpanii upadła, natomiast zakwitła w pełni u Włochów. Ci znali już w średnich wiekach emalję, jak dowodzą tego wspaniałe mozaiki Rawenny, Wenecyi, Rzymu, Pizy lub Florencyi. Ustawiczne zaś stosunki Włoch ze Wschodem zwłaszcza Wenecyi i Genui, przyczyniły się niewątpliwie do ustalenia tego przemysłu na ziemi italskiej, gdzie wkrótce rozwinął się tutaj w całym blasku odrodzenia, a z Włoch przeszczepiony do Francyi nader pomyślne osięgnął rezultaty. I Włochy i Francya wydały z czasem dwóch genialnych ceramistów — któż nie zna nazwiska Robiów lub Bernarda Palissy?!…
Z Robiów najsłynniejszy był Lucca, a potem synowiec jego Andrea. — Nieporównane płaskorzeźby wyszły z ich warstatów! Przezroczystość emalii w dziełach tych mistrzów, o cieple paryskich marmurów, o patynie starej kości słoniowej, o prostocie barw Giotta, pieszczą oko i wzbudzają zawsze podziw. Niestety, co do nich nie sprawdziły się znane słowa Vasare’go: „Faceva l’opere di terra quasi eterne’’. Materyał nie okazał się tak trwałym jak przypuszczano. Bezcenne pomniki majolikowych reliefów genialnego Lukki lub Andrea doszły do naszych dni w bardzo ograniczonej liczbie. Więcej odpornym na próby czasu pozostał inny z ceramiką spokrewniony wytwór — mozaika. O niej to wielki artysta renesansu Domenico Ghirlandaio wyrazić się miał w podobny sposób jak Vasari zmieniając tylko nazwę, gdy zawołał: „La verra pittura per 1’eternita essere ił mosaico”.
Z innych krajów na polu garncarstwa w Niemczech Norymberga, a w Hollandyi fabryka w Delft zyskała światowy rozgłos. Z Delft wyroby fajansowe rozchodziły się po wszystkich cywilizowanych krajach i wywierały swym odrębnym charakterem ogromny wpływ na współczesny wyrób fajansów. W Anglii najznakomitszym ceramistą był John Wegwood, który przez wynalazek nowej kompozycyi ogniotrwałych kolorów i świetnego werniksowania dostąpił wiekopomnej sławy.
3.
Porcelany ojczyzną, krajem najdawniejszego jej przemysłu, to — Chiny. Według mandżurskiej legendy odkrycie porcelany kosztowało życie ludzkie. Wynalazca, nie mogąc otrzymać odpowiedniej temperatury dla stopienia masy, rzucił się sam na pastwę płomieni i wtedy dopiero duchy zezwoliły na połączenie się opornych elementów. Męczennik idei został w ludowej wierze „Bogiem Porcelany” nazwany.
Synowie Państwa Środka nie klasyfikują porcelany w ten sposób jak Europejczycy. Dzielą oni po prostu porcelanę na peryody, dynastye i panowania, dodają nazwę fabryki i autora, przytem objaśniają jeszcze przeznaczenie naczynia, oraz gatunek emalii w kwiecistym stylu porównań. Kształty naczyń mają zazwyczaj formę cylindryczną lub lekko falistej wazy tak, że cała ich powierzchnia nadaje się wybornie do szerokiego traktowania dekoracyi. Malarz nie jest tu związany, jak gdzieindziej podziałem na pojedyńcze części naczynia, lecz może swobodnie i z łatwością rozwijać barwną swą kompozycyę.
Porcelanowe chińskie wyroby odznaczają się nieporównaną czystością materyału i świetnym błyskiem emalii. Japońska, Koreańska porcelana jest tylko naśladownictwem chińskiej, różniąc się jedynie tu i owdzie kształtem przedmiotu lub odrębnym traktowaniem zdobnictwa. Najbardziej oryginalną na Wschodzie obok chińskiej jest porcelana perska—patyna jej niezwykle twarda odznacza się metalicznym szkliwem.
Podobnie jak fajans również i porcelanę w Europie zaczęli najpierw wyrabiać Włosi. Sekret tej fabrykacyi z biegiem lat zaginął, przemysł ten upadł i dopiero po stuletniej przerwie odrodził się na nowo we Francyi.
Stan ten jednak nie trwał długo. Colbert zorganizowawszy „Manufactur royal” w r. 1662 nie włączył do niej świeżo powstałych warstatów francuskiej porcelany. Wskutek tego, nie mając potężnego poparcia, fabryki porcelany we Francyi nie stanęły na wyżynie ówczesnych wymagań — Saxonia w tej gałęzi przemysłu wyprzedziła zachodnią swą rywalkę.
Saxonia pierwsza z krajów Zachodu wyrabia porcelanę o trwałej glazurze. Znakomity chemik Boeticher doszedł do odkrycia masy porcelanowej podobno drogą przypadku. — Studyując przyczynę ciężkości swej pudrowanej peruki — miał zbadać własność proszku, którym była peruka posypana—wtedy też miał odkryć kaolin. Zdaje się jednak, źe powyższa wersya jest tylko anegdotą historyczną.
Boeticher zrazu poświęcał się alchemii i zajmował się poszukiwaniem złota, bojąc się jednak prześladowania, udaje się do Saxonii, gdzie ówczesny elektor, a zarazem król polski August II wziął go pod swoją opiekę. Tutaj pracował wspólnie z Trschirnhausen’em również poszukiwaczem złota. Razu pewnego, wydobywając tygiel z ognia zauważył na ścianach naczynia szklistą masę, przypominającą błyskiem swym chiński produkt. Ucieszeni tym odkryciem, obydwaj chemicy, idąc zresztą za radą swych przyjacieli porzucili bezowocne mrzonki wydobywania złota i zaczęli iść praktyczną drogą, wskazaną im przez ślepy los. Król będąc przekonany, że złoto niebawem posiądzie, chciał początkowo powiesić Boetichera na złoconej szubienicy — instrumencie przygotowanym wyłącznie dla alchemików, udobruchany jednak wynalazkiem porcelany, widząc przytem ogromne korzyści materyalne — to złoto, którego tak gorąco pożądał w innej ukazano formie — darował życie chemikowi. Wkrótce Boeticher otrzymał patent na dyrektora fabryki Saskiej porcelany w Meissen. Niebawem zasłynęło to miasto doskonałymi swymi wyrobami. W owej epoce Meissen dzierżyło prym między fabrykami porcelany i nadawało modę Europie — celując przede wszystkiem w niezrównanych wielobarwnych grupach zanim na pierwszy plan nie wybiło się — Sevres. Burze polityczne, które wstrząsnęły Saksonią zachwiały także niedawno założoną maiseńską fabryką. Wyrób porcelany zmniejszał się mimo gorliwej opieki żony Augusta II która przez pewien czas, nawet osobiście kierowała fabrykacyą — mimo energicznych starań późniejszego dyrektora hr. Marcolinie’go. Fabryka wprawdzie utrzymała się, ale najświetniejsze jej chwile minęły. Dziś istnieje i żyje dawnymi tradycyami.
Sekret wyrobu i prawo wydobywania kaolinu było wówczas w Saxonii zabronione pod karą śmierci. Mimo to dwaj awanturnicy francuscy muzykant Lafranc i gracz bilardowy Dupin nakłonieni wysoką nagrodą przez C. I. Dupasquiera Holendra, mieszkającego stale w Wiedniu, podjęli się wykraść tąjemnicę fabrykacyi saskiej porcelany. Udało im się oczywiście, również za pomocą przekupstwa, że niejaki Huunger i Stenzel wraz z glinką i formami potajemnie z Meisen przybyli do Wiednia. Dupasquier założył tutaj fabrykę porcelany na wzór saski, ale jak to zazwyczaj bywa, nie chciał Stenzlowi wypłacić umówionej sumy — ów rozłoszczony porozbijał bezwłocznie modele i zniszczył patynę przygotowaną do wypalenia — sam zaś pośpiesznie wrócił do Meissen. Fabryka wiedeńska istniała jednak dalej i wkrótce przeszła na własność rządu. Przez pewien czas, kiedy Francyą miotały fale wielkiej rewolucyi, a Meissen upadło — Wiedeń był jedyną pierwszorzędną fabryką porcelany w Europie.
Wiedeń otrzymał sekret zdradą — Wiedeń postradał swą tajemnicę przez zdradę. Pewien majster nazwiskiem Ringler wywiózł sekreta do Hoechst, a następnie do Fürstenbergu, gdzie też zorganizował fabrykę, przy poparciu księcia Brunszwickiego, wielkiego amatora porcelany. Ringler nie pogardzał kieliszkiem. Robotnicy, wiedząc o tem podobno spili go raz do nieprzytomności, następnie wykradli śpiącemu majstrowi skrzętnie spisywane tajemnice i roznieśli je wkrótce po wielu krajach. Najszybciej dowiedział się o nich Fryderyk II w Berlinie. Powstała tutaj oczywiście fabryka, która szybko się rozwinęła, zwłaszcza gdy natrafiano na pokłady kaolinu niedaleko Halle. Fryderyk II interesował się niezmiernie wyrobem porcelany i zapalił się do tej gałęzi przemysłu tak dalece, że kupił fabrykę od ówczesnego jej właściciela Gotsckhowskiego. Nie mając zaś pod ręką zdolnych robotników, zwykłym pruskim systemem to jest bagnetem sprowadzał ich przemocą ze sąsiedniej Saxonii, a chcąc zabezpieczyć stronę finansową przedsiębiorstwa, rozkazał wyroby fabryki Berlińskiej kupować żydom i przedsiębiorcom loteryjnym.
Pozatem w Niemczech egzystowały jeszcze wybitniejsze fabryki porcelany w Baden, Frankenthalu, Nymphenburgu, w Fuldzie i całe szeregi w Turyngii, skąd przeniosła się ta gałęź przemysłu ceramicznego do Czech i Szląska.
Sevres, jak już wspominaliśmy, przechodziło ciężkie chwile, ale dzięki roztropności rządu francuskiego, który był jego panem, pokonało wszystkie przeciwności i zasłynęło niebawem jako pierwszorzędna fabryka porcelany. Wskutek wynalazku wielobarwnej ogniotrwałej patyny, śliczny biały ton z czasem zniknął prawie zupełnie, przykryty złoceniami i różnokolorowym tłem. Był to szereg drobnych arcydzieł — wykwintnych cacek — zdobnych niekiedy w miniatury takiego pędzla jak Isabey’a. Od r. 1780 Sevres nie wyrabia prawie małych zastaw, lecz wypuszcza ze swych warstatów wazy, dużych rozmiarów. Z najbardziej ulubionym produktem Sevru, z figurkami „en biscuit” złączyli swe imiona Bachelier i Falconet. Pierwszy transponował na porcelanę pasterskie sielanki Boucher’a drugi osiągnął w porcelanie oryginalnością swych modeli najwyższy szczyt gracyi i wytworności. Biscuit kroczy odtąd po ścieżkach fantastycznej kompozycyi, przedstawia bóstwa, alegorye, portrety sławnych piękności, a obok tego oddaje z nieporównanym wdziękiem sceny „genre”, lub z maestryą odtwarza realistyczne motywy ulicy.
Ze Sevrem przez krótki moment rywalizowała hiszpańska porcelana z Buen Retrito. W Rosyi około r. 1825 wyrabiano doskonałą porcelanę), nadto odznaczała się duńska Kopenhaga pięknymi reprodukcyami Thordwaldsena celowała też w fabrykacyi porcelany zamorska Anglia.
Z tych kilku ustępów, widzimy jak gałęź przemysłu porcelanowego w drugiej połowie XVIII w. miała cechę wytworów, przeznaczonych raczej dla bogatych klas, a nie dla szerokich warstw społeczeństwa. Była to przede wszystkiem moda dworska i możnych magnatów, która to moda za wszelką cenę, nie przebierając w najbrudniejszych nieraz środkach, wykradała sekreta fabrykacyi od szczęśliwego sąsiada, chcąc skutecznie z nim rywalizować.
Fabrykacya porcelany, tworząc przedmioty wysokiej nieraz wartości artystycznej i dążąc do ciągłego udoskonalenia — pochłaniała znaczne sumy. Wskutek tego żadna z fabryk porcelany nie mogła przez dłuższy przeciąg czasu pozostać prywatnym dochodowym interesem; z chwilą, kiedy chciano uprzystępnić ceny, musiano obniżyć wartość wyrobów—warstaty upadały. Toteż wszystkie wyżej wymienione przedsiębiorstwa z wyjątkiem jednej Anglii, prędzej czy później przeszły na własność państwa. Dużo z tych fabryk istnieje po dziś dzień i rozwija się pomyślnie, dzięki tylko sybsydyom rządowym—tworząc nieraz prawdziwe dzieła sztuki.
4.
W innych krajach, podobnie jak również i na naszych ziemiach, ceramika niezmiernie stary posiada rodowód. Gliniane kruźe, dzbany, łzawnice i tyle innych wykopanych fragmentów, stanowią bardzo obszerny dział archeologii przedhistorycznej Polski. Nie możemy dłużej zatrzymywać się nad tym punktem. Chcielibyśmy tylko zwrócić uwagę, że dzisiejsze wyroby garncarskie naszego ludu przedmiot bardzo mało jeszcze zbadany, przypomina nieraz żywo tak swoim kształtem jak i prymitywną dekoracyą — odwiecznych słowiańskich swych przodków. Silny konserwatyzm w ornamentyce i formie tych naczyń pozwala nam nawiązać teraźniejszość z przeszłością, pozwala nam niekiedy ważne co do historyi wysnuwać wnioski. Wszak szczątki przehistorycznej ceramiki, to dowód jeden więcej, prastarego autochtonizmu dziedzin Lechowych.
Znacznie później, bo w średnich wiekach — garnuszki gliniane, oprócz zwykłego użytku w gospodarstwie domowem, odkrywają interesującą rolę przy budowie naszych kościołów.
Już w starożytności Grecy i Rzymianie, wznosząc kamienne teatry używali w celach akustycznych i dla ulżenia ciężaru — bronzowych naczyń, które określano wyrazem „diazomai”, później zaś „echeia” od słowa „echos”; w okolicach nieopływających w bogactwa — glina — zastępowała spiż. Średnie wieki przejęły ten zwyczaj, jak wiele innych pogańskiej ery i przystosowały go w licznych swych kościołach. Osobliwie na Wschodzie, w Bizancium, gdzie muzyka kościelna i śpiew liturgiczny wielką odgrywał rolę, spotykamy się z temi garnuszkami bardzo często. Z tych samych powodów co w Bizancyum—mają one ważne znaczenie w cerkwiach rusińskich i ruskich, będąc nader charakterystycznym zjawiskiem dla pierwotnego i najstarszego ruskiego budownictwa.
Te „głośniki” — takie jest ich miano — wypełniały nierzadko całe ściany od pawimentu po sklepienie, raz zwrócone dnem, to znów otworem do wnętrzna, rozstępując się poza murem, gdzie się mieszczą w wązki pusty korytarz, — jakby dla utworzenia bębna i silniejszego wzmocnienia głosu. Gdzieniegdzie istniały całe komory i chodniki z cegły, wypełniane garnkami od strony pawimentu i chóru — na zewnątrz bywały przykrywane kratą i tworzyły w ten sposób rodzaj skrzypcowego pudła.
W Polsce interesującego odkrycia takich garnków dokonano po raz pierwszy przy restauracyi katedry Włocławskiej, nadto wiemy, że znaleziono je również w chórze kościoła Najświętszej Maryi Panny w Inowrocławiu.
5.
Cesarz chiński i porcelana, zwie się: „Farfury”—po arabskiu „fagfur”, a przymiotnik: „fagfuri” znaczy: cesarsko-chiński i porcelanowy. W dawnych czasach farfury chińskie należały w Polsce do największych rzadkości, gdy zatem mało kto i takowe posiadał, to zaczęto nazywać farfurami podług Lindego i Kluka owe naczynia różne, podlejsze od porcelanowych, a przedniejsze od pospolitych polewanych, które nie mają przezroczystości i w przełamaniu nie są ziarniste”… Oto jak określa Gloger, dlaczego farfurem nazwano w Polsce naczynia fajansowe lub majolikowe.
Najdawniejszy ślad wyrobów majolikowych odkrył znakomity uczony prof. Piekosiński, ogłaszając akta z ksiąg radzieckich miasta Krakowa. Te księgi od r. 1329—aż do upadku Rzeczypospolitej są niezmiernej wagi dokumentami, ponieważ do Rady miejskiej należała nie tylko jurysdykcya spadkowa (spisywanie inwentarzy), ale także rozstrzyganie sporów między rzemieślnikami i sztukmistrzami. Pierwsza rzuca światło na zamożność prywatną, druga procedura daje obraz rozwoju rzemiosł w dawnej Polsce.
Otóż z jednego z takich sporów, za czasów Stefana Batorego między sprowadzonymi rękodzielnikami Włochami, dowiadujemy się o szczegółach fabrykacyi majolik, a nawet otrzymujemy wiadomość, że wyrabiano wówczas bardzo piękne naczynia garncarskie w Sławkowie.
Od tego czasu spotykamy się z wielokrotną wzmianką w inwentarzach o wyrobach farfurowych chińskich, saskich i gdańskich, o koneweczkach glinianych exterra sigillata, o nalewkach, kuflach itd.
Coraz częstsze wykopaliska—restauracye—odkrycia tynków rozszerzają nasz pogląd na gałąź przemysłu majolikowego w dawnej Polsce. Spotykamy je w ruinach zamku czerskiego, widzimy je w dekoracyach ściennych wspaniałej magnackiej twierdzy XVII w., w Krzysztoporze. O fabryce majolik w Warszawie czytamy w listach Jana Kazimierza do Maryi Ludwiki w latach 1633 i 1665.
Najwięcej jednak materyalu do studyów, tego przedmiotu znajdujemy w kaflach starodawnych naszych pieców. Kafle owe posiadały niegdyś inny zupełnie wygląd, tak, że w początku, kiedy wykopano je po raz pierwszy (w Kroszynie), myślano, że to urny popielnicowe. Były one lejkowatej formy o ścianach falistych, ostry koniec tkwił w palenisku pieca, szerszy tworzył jego powierzchnię zewnętrzną, wewnątrz zaś napełniano je gliną. Późniejsze kafle posiadają dno okrągłe, część zaś ku izbie zwróconą — w kształcie kwadratu. Te powierzchnie, pierwotnie nie sformowane — z biegiem czasu zamknęła ścianka, w wielu wypadkach bardzo ozdobnie dekorowana. Podobnie, jak w Szwajcaryi (skąd rozchodzili się kaflarze po całej Europie) tak i w Polsce — zduni tworzyli niekiedy istne arcydzieła, czego zresztą dowodzą kafle zdobne herbami, ornamentami roślinnemi, postaciami zwierząt, płaskorzeźbami figuralnemi lub malowanemi wizerunkami.
Najstarsze z tych zabytków są to glazurowane i gliniane trójkąty, pochodzące: z Żwinogrodu i Halicza (w. XIII) — bardzo interesujące są kafle: z Wołka, Oświęcimia, Jedlnej (w. XV). Niektóre piece kaflowe ocalały przed niszczącym działaniem czasu i ludzkim wandalizmem, po większej części są to już jednak tylko drobne fragmenty, rozsiane po muzeach i zbiorach prywatnych. Świadczą one chlubnie o wielkim smaku i wyszkoleniu naszych zdunów, z drugiej zaś strony, wykazują wielką zamożność dworów i miast. Nie zawsze kafel zdobił misterną dekoracyą piece i kominy, był on czasem skromnym wyrobem ludowym i służył do zupełnie innych celów. Na krzyżowych drogach, gościńcach i ścieżkach krasił samotne kapliczki gorącą wiarą prostaczków wzniesione. W tych wizerunkach Chrystusa, Matki Boskiej lub Świętych Patronów, które naiwna ręka modelowała i niewyszukaną pokryła barwą—kryje się najpiękniejszy liryzm—rzewny sentyment ludowej polskiej sztuki.
6.
Tymczasem goście, potraw, czekający w sali
Ze zdziwieniem na wielki serwis poglądali,
Którego równie drogi kruszec, jak robota,
Jest podanie, że książę Radziwił Sierota
Kazał ten sprzęt na urząd w Wenecyi zrobić
I wedle własnych planów po polsku ozdobić.
Zaklęte w dźwięczne rymy najpiękniejszego na świecie eposu — dobyte ze skarbca świetnej ongi przeszłości — widzimy oczyma duszy to misterne cacko przed sobą. Czy było ono jedynie tworem fantazyi poety?… Być może!… Czyż prawdziwa była tarcza Heraklesa, którą opiewał wierszami boski Homer?… a jednak archeolog w badaniach o Dypylonie opiera się na jego wierszach, kreśląc obrazy Hissarliku, Tyrynsu lub Myken…
W serwisie z „Pana Tadeusza” odnajdujemy oprócz barwnego opisu martwego przedmiotu z fotograficzną niemal dokładnością, coś więcej jeszcze, bo — syntezę całego życia Polaka, jego zwyczajów, upodobań, zalet i wad na przełomie dwu stuleci…
Porcelana — ten niemy, a kruchy świadek szczęśliwszych czasów — odbija w swym kształcie, w swej dekoracyi — może lepiej i subtelniej smak i poglądy naszych Dziadów — jak i inne zabytki.
To też dużo by mogły powiedzieć oglądane w tej chwili na wystawie:
Saskie, sewrskie figurynki,
Gadające mandarynki,
Feaux-bergery i berżerki
W witrynach szaf dziś systematycznie ułożone niegdyś bezpośredni sprzęt owych biesiad sławnych, które dawano w domach panów starodawnych.
Skoro zaś przyjdziemy bliżej do tych figurek, ujrzymy szereg prześlicznych maleńkich zawadyackich postaci, zobaczymy, że każda z nich swą sylwetą — swym ruchem — inną historyę zda się nam opowiadać. Oto naprzód wysuwa się sejmikowicz:
Z którego ust otwartych — z podniesionych powiek, Rąk niespokojnych widać — mówca, coś tłumaczy
Tuż obok drugi:
Dłoń przy uchu trzyma i milczkiem wąs kręci,
Zapewne słowa zbiera i niże w pamięci.
Dalej nieco inny:
… od gniewu się puszy
Wzniósł ręce…
A sąsiad jego z podgolonym łbem:
Pochyliwszy czoło na kształt byka
ma chyba zamiar rzucić się ku przeciwnikowi, bo ten
w obronie swej persony instynktowo chwyta się za pałasz…
Jeden tylko szlachcic cichy stoi,
Widać, że człek bezstronny, waha się i boi…
Najpiękniejsza grupa to — „On i ona”. — Ona:
Kibić ma wysmukłą, kształtną pierś powabną,
Suknię materyalną, różową, jedwabną,
Gors wycięty, kołnierzyk z koronek, rękawki
Krótkie…
On w dalii, dworskim ukłonem kornie chyląc czoło, ujmuje wykwintnym ruchem dłoń bogdanki i w czułym do ust przyciska ją pocałunku. Jak gdzieś wyrwana z imionnika karta — sentymentalnym rymem do miłosnej nakłania cię idylli — tak czuła sentencya, na filiżance saskiej kreślona—odmienną od obecnej ilustruje dobę.
Te niewielkie rozmiarami arcydzieła oglądały świetne
dni, kiedy rycerski hułan w zanadrzu nosił szarfę ukochanej, by wiodła go na
… działa ogniste,
na konie błyszczące i deszcze siarczyste.
Pamiętają one ciche dworki wiejskie — albumy z drogimi imionami — rzewne piosenki, gdy miesiąc już zaszedł, a woń lawendy i tymianku unosiła się z białych sukienek.
Wszystko to już przeszło!…
Wzrok twój spoczywa w tej chwili na szeregu drobnych portretów — ilustracyach olbrzymich wysiłków. Kilkanaście przedmiotów zdobnych podobizną księcia Józefa lub sceną bohaterskiej śmierci wodza chwili oddania oręża Polaków w ręce Boga — wskrzesza w duszy całą epopeę Napoleońską—wznieca obraz kwitnącej ongi wiosny, jak była
Zbożami i trawami a ludźmi błyszcząca,
Obfita we zdarzenia nadzieją brzemienna
Figurki szlachty jakby wyjęte z poetycznego serwisu Mickiewicza, są porcelaną „Vieux-saxe” i „Vieux- Berlin”. Nad całą barwną plejadą szlachty — przepysznemi typami ludowymi — figurkami zwierząt — popiersiami „en biscuit” Stanisława Augusta Fryderyka, księcia warszawskiego, Kościuszki, mnóstwem talerzy, dzbanków i filiżanek wznosi się wielka biała glazurowana figura Augusta II-go. Król ubrany jest w kontusz ze wstęgą orła Białego i złotem Runem na szyi. Atletyczny władca dumnie wspiera się pod bok, a w lewej ręce trzyma czapkę przy karabeli. Jest to wspaniały portret z natury, modelowany przez słynnego Kaendlera w r. 1741. Obok wspanialej grupy „Zalotów” — stanowi on najpiękniejszy okaz ceramiki całej wystawy.
Bardzo piękne wazony „Sevres” z herbami Polski i ogiwalpe białe z Meissen, zamykają całość nad wyraz cennego zbioru „Poloniki”.
Wyroby naszych rodzimych fabryk nie stoją wprawdzie na wyżynie przytoczonych okazów — nie mają tego koloru i błysku, zalet technicznych, polegających przede wszystkiem na jakości materyalu, w formach ich bynajmniej nie niewolniczym naśladownictwie zagranicznych warsztatów—możemy spostrzedz usiłowania indywidualne — chęć pozbycia się monotonnego szablonu kosmopolitycznej porcelany.
Na pierwszy plan wywijają się: Korzec, Baranówka, Ćmielów i Lubartów.
Korzec odznacza się najładniejszą glazurą i wykończeniem polichromii, czego dowodem na naszej wystawie bardzo piękne niebieskie wazony — naśladownictwo Sevru z złoconemi dekoracyami scen ala antiąue. Zresztą pełno tu i rozmaitych naczyń!… Spotykasz:
Kubki, czarki, dzbanki, wazy,
Misy, miski i miseczki,
Filiżanki i spodeczki
talerzyki lub wazki o misternych brzegach, jakby bramowanych koronką, kosze na kwiaty lub owoce itd. itd.
Baranówka posiada ładne słoje aptekarskie — ongi tak artystycznie traktowany przedmiot! — Gerlandy róż otaczają napisy syropów i balsamów, a wałki złotego lauru biegną po brzegach różnokolorowych kafetierek, nierzadko zdobnych miniaturowymi scenami.
Chińszczyznę reprezentują udatne wazony z fabryki Wolfa i Pruszkowa podobne do mandarynów wysokiej gałki — wśród niższego tłumu dworaków, ubranych w szaty zda się z laki czarnej lub niebieskiego jedwabiu.
Duże Telechańskie fajansowe naczynia — żardiniery z bardzo dobrze zastosowaną płaskorzeźbą i malarskiemi efektami polichromii — strojne w maskarony i wieńce kwiatowe są wybitną dekoracyą sali.
Ćmielów jest reprezentowany obficie fajansami — dalekiem bardzo echem Wschodu, przefiltrowanym przez francuski Oiron, przez włoskie Odrodzenie, a nawet przez angielski „Wegwood”. Ciekawe są tutaj różne figurki, wdzięcznym sprzętem—dzbanki o niebanalnych formach, wazony kolorowo nakrapiane, lub też zdobne „en relief”, postaciami amorów i bogiń.
Nieborowskich fajansów posiadamy sporą liczbę. Jako przedmioty, służące do codziennego niegdyś użytku (kałamarze, świeczniki, podstawki, pieczątki, dzwonki itd.) odznaczają się przyjemnym kształtem i harmonią plastycznych efektów. Znamienna cecha dekoracyjna filiżanek to częsty konterfekt Sobieskiego lub też forma głowy satyra (również motyw korecki).
Lubartów kocha się stanowczo w ciemnych tonach ceglastego koloru. Wazoniki upiększone płaskorzeźbami, koszyczki o promienistych plecionkach itd. posiadają dużo swoistej oryginalności. Dzbanki z chartem, który tworzy ucho naczynia i ciekawie zagląda do jego wnętrza, albo tenże sam chart wygodnie leżący (z pewnością jeden model) — stanowią między innymi charakterystyczne znamię Lubartowskiej fabryki.
Tu i owdzie porozmieszczane wspaniałe żardiniery— okazałe Delfty — ogromne dzbany Nieborowa — przerywają swemi wielkiemi kształtami — ogólne tło setek drobiazgu porcelanowego.
Jakby przejściem do czysto ludowej sztuki, to pełne sentymentu figurki mieszczan lub chłopów, a nadto obrazki kultu, blizko spokrewnione z kaflami krakowskiemi.
Jeden z tych przedmiotów zręcznie złączony z lampką i lichtarzem, wyobraża wizerunek Najświętszej Panny, na drugim widzimy scenę Ukrzyżowania z Madonną i Świętym Janem oraz Aniołami, których ludowy artysta, nie mogąc dobrze narysować — umieścił profilem w jedną stroną. Ciekawym szczegółem byłby tu jakiś wschodni pierwiastek w mandorli, otaczającej postać Bogarodzicy.
Wyroby fabryk: Biełoszyna, Koła, Iłży, Gromadzie, Potylicza, Kielc, Tomaszowa itd. zamykają szereg zabytków polskiej porcelany.
Wiadomości, jakie dotychczas o nich posiadaliśmy, dzięki skrzętnym badaniom pp. L. Lepszego i G.Bisiera (którego inwentarz naszych fabryk ceramiki, ukaże się niebawem w druku), dzięki uczonym poszukiwaniom ś. p. H. Łopacińskiego, przez obecną wystawę znacznie się rozszerzają i pogłębiają. Z wielkiem wysiłkiem oraz trudem skupiony materyał — nie wyczerpuje go wprawdzie, w każdym razie po raz pierwszy systematycznie grupuje i objaśnia. Wskutek tego możemy jednym rzutem oka objąć całokształt kwitnącej niegdyś u nas gałęzi przemysłu ceramicznego — i w tem leży największa zasługa Towarzystwa opieki nad zabytkami przeszłości.
Osobny dział stanowią kafle i szkło…
Tutaj spotykamy najstarszą dekoracyę naszych kafli, plecionkę romańską oraz iryjskie sploty, widzimy niepolewane ozdoby pieców (lilia andegaweńska), szeregi zielono glazurowanych herbów lub też figur, wreszcie zduńskie ułamki z Czerska i Szmaszkowa. Tafelki majolikowe ożywione niebieską polichromią scen, przypominają Holandyę — ornament zaś kluczkowskich kafli jest oczywistem powtórzeniem niezrównanych wzorów na litych pasach Słucka. Śliczne też są kafle nieborowskie zwłaszcza duża płyta „en relief”.