maciekburdzy@gmail.com

Zduńskie opowieści to serwis o kaflach, piecach i kominkach. Przedstawia dawne urządzenia grzewcze. Pokazuje zdjęcia, ciekawostki historyczne, rysunki, własne i cudze artykuły oraz odkrycia i wspomnienia. Zawiera i informuje o wydarzeniach z branży zduńskiej oraz wystawach muzealnych. Wywołuje uczucia od melancholii po uśmiech. Buduje zamiłowanie do dawnych rzeczy, które przeminęły oraz promuje kulturę ognia.

Kaflarnia w Witnicy – Vietzer Ofenfabrik

Posted On 14 paź 2013
Comment: Off
WITNICA – VIETZ – pow. gorzowski
HERMANN STRUNK OFENFABRIK
VIETZER OFEN- und TONWARENFABRIK
FABRYKA KAFLI ZJEDNOCZENIA PRZEMYSŁU MATERIAŁÓW BUDOWLANYCH
Założycielem kaflarni był Hermann Strunk, (ur. 1860 r.) Zakład powstał w 1880(2) roku, przy ul. Wilhelmstrasse (dziś: W. Sikorskiego). W 1896 roku po rozbudowie zakładu, zdolność produkcyjna wynosiła około 1440 pieców rocznie. W 1899 roku zatrudniano 80 robotników. W 1902 roku Strunk zakupił cegielnię, która była własnością G. Lietza. Zatrudniano wówczas około 100 pracowników. W 1906 roku zatrudniano 150 robotników. Fabryka była nagradzana na wystawach; m.in. w Witnicy w 1891 i 1896 roku oraz w Kostrzynie w 1903 roku. W 1911 roku, produkcja wynosiła 8000 pieców rocznie. Hermann Strunk zmarł 26 maja 1930 roku. Był jednym z założycieli ochotniczej straży pożarnej, działaczem rady gminnej, rady kościelnej, partii konserwatywnej i prezesem Deutschen Flottenvereins Orstsgruppe Vietz. Właścicielem został syn Alfred Strunk. W 1931 roku, dzięki zakupieniu cegielni Dietzla, powiększono produkcję cegieł. W 1932 roku, firma produkowała 14 000 pieców rocznie. W 1933 roku zatrudniano 100 robotników. W 1935 roku, Alfred Strunk lokalny działacz NSDAP, zakupił od żydowskiej gminy wyznaniowej synagogę, w której urządzono salon wystawowy produkowanych wyrobów. Obiekt ten, został z czasem przeznaczony na cele polityczno-społeczne. W 1938 roku, z jego inicjatywy, w Witnicy powstała Töpfervorlehre, czyli szkoła przygotowująca do zawodu zduna. Fabryka pracowała do końca 1944 roku, zatrudniając przymusowych robotników. Alfred Strunk wyjechał z Vietz do Turyngii, gdzie już w 1938 roku, objął po bracie Hermannie, fabrykę maszyn w Eisenbergu, zatrudniającą 240 pracowników. W 1941 roku, fabryka ta przestawiła się na produkcję związaną z działaniami wojennymi. W 1947 roku, kaflarnia została ponownie częściowo uruchomiona, jako Fabryka Kafli Zjednoczenia Przemysłu Materiałów Budowlanych. Produkowano wówczas 40 000 sztuk kafli miesięcznie. W końcu lat 50. XX wieku, zakład produkował do 60 pieców dziennie. W 1975 roku, kaflarnia zatrudniała 80 pracowników. Kafle w Witnicy były wypalane do 1993 roku..
Dziś już praktycznie nic nie zostało…
A kiedyś?
W niewielkim miasteczku, dzisiejszej Witnicy, pewien zdolny i przedsiębiorczy garncarz Hermann Strunk zbudował kaflarnię. Było to około 1880 roku. Kaflarnia (Vietzer Ofenfabrik) stała się zyskownym przedsiębiorstwem, dzięki czemu jej właściciel inwestował dalej (zbudował cegielnię) i mógł dostatnio żyć. Przez pewien czas, na początku XX wieku, był właścicielem pałacu zbudowanego w 1825 roku w Kamieniu Wielkim (dawniej Groß Kamin).
Jego kaflarnia (produkująca kafle w wielu rodzajach i kolorach) przetrwała do 1944 roku. Największą prosperitę przeżywała pod koniec XIX wieku, kiedy wg relacji dawnych mieszkańców, nastąpiła powódź, która doprowadziła do rozmycia i zniszczenia glinianych pieców na tym obszarze.
Hermann Strunk zmarł w 1930 roku.
Podczas II wojny światowej, w kaflarni pracowali robotnicy przymusowi. produkowano wówczas przede wszystkim piece przenośne, wykorzystywane w bunkrach i okopach.
Po 1945 roku kaflarnia w Witnicy wznowiła swą działalność. Kafle były wypalane do 1993 roku.
Dziś pozostały po niej tylko wspomnienia…
Kilka zdjęć, niepoliczalna ilość pieców kaflowych i ruina budynku…
Sygnatura kafla wytwórni Hermanna Strunka – zbiory własne
Archiwalne zdjęcie cegielni należącej do Hermanna Strunka

 Zdjęcie kaflarni należącej do Hermanna Strunka
– źródło: Rocznik Lubuski Tom 32, cz.1, 2006, Sławomir Łotysz
Pałac w Kamieniu Wielkim – foto : Mateusz Atroszko,  źródło : www.neumark.pl
Piec Hermanna Strunka w budynku plebanii w Witnicy
Piec z kafli Hermanna Strunka na jednej z aukcji internetowych

(…) Do pierwszej połowy XIX wieku nie natrafiłem na jakąkolwiek wzmiankę o istnieniu garncarzy nad Witną. Po raz pierwszy i to od razu obszernie pisze w swym pamiętniku o tym rzemiośle twórca ttitejszej fabryki pieców Hermann Strunk. Opis dotyczy sytuacji występującej w Witnicy lat siedemdziesiątych, która uchodziła w tym czasie za największą i najludniejszą wieś Brandenburgii. Ze względu na ważkie wiadomości zawarte w tej publikacji w odniesieniu do interesującego nas zagadnienia, a także rolę, jaką autor wspomnień odegrał w dziejach Witnicy, zasługuje ten pamiętnik na naszą wnikliwszą uwagę.

Hermann Strunk był synem witnickiego robotnika trudniącego się wyrobem desek (Brettschneider). W wieku lat czternastu w roku 1874 został uczniem w warsztacie ceramicznym Böttchera, który nosił dumne miano „fabryki pieców” (Ofenfabrik). Po dwóch miesiącach, gdy okazało się, że mistrz nie interesuje się swym warsztatem, a czeladnicy codziennie są pijani, chłopak zapisał się na naukę rzemiosła garncarza i wytwórcy kafli do kolejnego mistrza garncarskiego – Alberta. Mistrz przyjął go pod warunkiem, że dostanie wszakże niewielką dzienną zapłatę za pracę, ale ubranie robocze będzie musiał sobie kupować sam. Firma dysponująca jednym pomieszczeniem produkcyjnym z piecem do wypalania wyrobów zimą wytwarzała naczynia ceramiczne i kafle, a latem garncarze i wytwórcy kafli stawali się zdunami, stawiając piece w Witnicy i okolicznych wsiach. Podczas tygodniowych witnickich targów pani majstrowa wystawiała stragan z wyrobami glinianymi oraz porcelanowymi. Na targu stały trzy tego typu stragany. Ten trzeci zapewne należał do garncarza Richtera, który od roku 1861 prowadził fabryczkę produkującą między innymi także kafle.

Po trzech latach uczniowskich Strunk został czeladnikiem i zgodnie z panującym obyczajem udał się na dokształcającą wędrówkę do mistrzów mających warsztaty w innych miejscowościach. Pierwszym zakładem była firma mistrza Hickela w Myśliborzu, w której nauczył się wyrobu glinianych skarbonek oraz zabawek dziecięcych w postaci zwierząt i piszczałek. Także i tu zajmował się stawianiem pieców w mieście i okolicznych dworach. Tygodniowo otrzymywał wypłatę w wysokości 5 marek, o dwie marki więcej niż mistrz płacił swoim czeladnikom, dawnym uczniom, co gojednak nie satysfakcjonowało i szukał lepiej płatnej pracy akordowej. Znalazł ją w fabryce Leia, w której trudniąc się stawianiem pieców, zarabiał latem do 30-40 marek tygodniowo. W roku 1879 fabryka splajtowała i Strunk udał się do Berlina, gdzie nauczył się produkcji wazonów kwiatowych i podjął następnie prace w firmie, która nosiła wielce prestiżowe miano „Königlische Hoflieferant” (dostawca królewskiego dworu), co było szczytem marzeń czeladnika, będącego na dokształcającej wędrówce.

Czeladnik Strunk zgromadził w ten sposób pewien kapitał, z którym postanowił wrócić w roku 1880 do Witnicy z zamiarem założenia własnej wytwórni kafli. Budowano tu w tym czasie wiele nowych domów oraz aptekę i hotel, były więc obiecujące perspektywy. Zakupił w podberlińskim Velten w tamtejszej znanej fabryce produkującej poszukiwane białe kafle wagon białych pieców, a w Berlinie metalowe drzwi do nich oraz niezbędne narzędzia ceramicznego warsztatu. Kupił też w Świerkocinie cały zapas produkowanych tu kafli piecowych w kolorze brązowym i liliowym i tak przygotowany rozpoczął konkurencję z ludźmi tej branży: z Dębna (od roku 1793 istniała tu fabryka pieców kaflowych i wyrobów glinianych Kothego), Kostrzyna, Gorzowa no i z Witnicy, gdzie istniało już pięć warsztatów garncarskich, a Hermann Strunk postanowił założyć szósty. W roku 1882 zbudował przy ulicy Wilhelmstrasse (dziś W. Sikorskiego) dom mieszkalny, na podwórku którego wystawił budynek produkcyjny i tak zaczął się nowy rozdział dziejów witnickiego garncarstwa połączonego z produkcją kafli i wystawianiem pieców. Autor pierwszego opracowania dotyczącego dziejów wsi Vietz nauczyciel Fritz Pfeiler podaje w swej pracy opublikowanej w roku 1902, że na terenie Witnicy istnieją w tym czasie cztery warsztaty garncarskie (zapewne łącznie z fabryką pieców Strunka, o której nie wspomina) i sześć cegielni.

W książce adresowej z roku 1927 przy 17 nazwiskach mieszkańców Vietz znajdujemy określenie zawodu Töpfer (garncarz – zdun) lub Töpfermeister, a w dwu przypadkach pojawił się Ofensetzer – zdun. Trudno określić, kto z nich pracował u Strunka, a kto miał własny warsztat. W książce telefonicznej z roku 1937 widnieje tylkojeden Töpfer, ale mieszkający w Blumberg (Mościce). Nie znaczy to jednak, że rzemieślnika tej branży tu nie było – po prostu mógł nie posiadać telefonu.

Po roku 1945 w polskiej Witnicy nie odnotowano istnienia rzemieślnika uprawiającego garncarstwo, natomiast byli zdunowie, zatrudnieni w administracji budynków mieszkalnych. (…)

c.d.n.

Bez tytułu

Fragment tekstu autorstwa Zbigniewa Czarnucha pt. “Początek, okres świetności i upadek
witnickiego rzemiosła i przemysłu ceramicznego” opublikowanego w “Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny nr 9, 97-131” 2002.

Opowieść o losach budowniczego witnickiej fabryki pieców garncarzu i zdunie H. Strunku przerwaliśmy w momencie, gdy ten po swej czeladniczej wędrówce i zebraniu niewielkiego kapitału wrócił do rodzinnego Vietz, by tu na działce swych rodziców zbudować zalążek swej przyszłej fabryki. Zaczął -jak już to wiemy – od wzniesienia w roku 1882 niewielkiego budynku mieszkalnego, niczym się nie wyróżniającego od podobnych domków jednorodzinnych, jakie przy tej ulicy stoją jeszcze w kilku przypadkach do dziś, świadcząc o niewielkiej zamożności ich właścicieli. Początkowo pracował przez kilka pierwszych lat u jednego z pięciu tutejszych mistrzów garncarskich. Z czasem założył własny warsztat, do którego przyjął ucznia. Latem stawiał piece w okolicy, zatrudniając pomocników. Los Strunka odmienił się niespodziewanie w roku 1888 za sprawą jednej z największych powodzi, jaka nawiedziła te okolice. Wiosną tego roku Warta przerwała wały pomiędzy Słońskiem a Kamieniem Małym, po obu stronach rzeki zalewając setki zagród, w wyniku czego ich gliniane piece uległy zupełnemu unicestwieniu. Po opadnięciu wód gospodarze zapragnęli mieć już piece z pokrytych glazurą kafli. Woda zalała także wspomnianą fabryczkę w Świerkocinie, która produkowała bardzo poszukiwanie kafle w kolorze brązowym i liliowym. W lukę po zniszczonej przez wodę fabryczce błyskawicznie wszedł Strunk, budując w tym samym roku dwukondygnacyjny budynek produkcyjny z piecem do wypalania kafli. Produkcja odbywała się tu starym sposobem: glina do wyrobu kafli była przygotowywana przy pomocy rąk i nóg zatrudnionych tu pracownikowi także ręcznie kształtowana w odpowiednich formach w przypadku kafli, a na kole garncarskim w przypadku naczyń. Nadszedł czas dobrej passy firmy: w roku 1889 – budowa zbiornika na cegłę i magazynów na gotowe wyroby, a w 1892 rozbudowa wytwórni wraz z postawieniem dwu kolejnych pieców oraz zainstalowaniem pierwszej maszyny, którą było urządzenie do cięcia gliny poruszane dwoma końmi za pomocą kieratu.

W tym okresie Strunk wyprodukował 1000 pieców, o wiele więcej niż można było ich tutaj i w okolicy sprzedać. Zaczął więc poszukiwać odleglejszych rynków zbytu, co było o tyle utrudnione, że kafle produkowane dotąd przez innych tutejszych wytwórców cieszyły się złą sławą. Pięć tygodni spędzonych na poszukiwaniu odbiorców nie dały żadnych rezultatów. Po jakimś czasie wyruszył ponownie, udając się do Hamburga, gdzie spotkał kupca urodzonego w Dębnie, który powitał go jak ziomka. Tak trafił na zamówienie zmuszające jego firmę do pracy od rana do nocy. Wkrótce dostał także zamówienie na 22 000 profilowanych cegieł dla budowanego kościoła w Krześnicy, co było nowym produkcyjnym zadaniem, wymagającym zdobycia kwalifikacji i budowy urządzeń typowych dla produkcji cegieł. Ponieważ czeladnicy się zbuntowali, odmawiając wykonywania tej pracy, Strunk został zmuszony do jej zmechanizowania. W roku 1894 zakupił w Landsbergu w firmie Jaehne und Sohn maszynę parową. Zbudował w roku 1896 kolejną halę z dwoma następnymi piecami, których liczba dochodziła już do sześciu, co pozwalało mu na produkowanie 30 pieców tygodniowo (1440 rocznie). Wkrótce nabył kolejne sąsiednie działki i firma rozbudowała się
o nową Halę dysponując w roku 1899 ośmioma piecami i zatrudniając do osiemdziesięciu ludzi.

Krąg odbiorców się poszerzył, gdy zamiast dotąd produkowanych gładkich kafli i wazonów Strunk wprowadził produkcję kafli ozdobnych, wytwarzanych w kolorze białym, co stało się przy pomocy laboratorium chemicznego w Berlinie prowadzonego przez prof. Segera (profesor był między innymi wynalazcą sposobu kontrolowania temperatury pieców do wypalania kafli przy pomocy tak zwanych stożków Segera, określanych też stożkami pirometrycznymi, używanymi w witnickiej kaflami do końca jej istnienia). Dzięki budowie pieca odlewniczego zaczął produkować także glazurę, a wybudowany młyn kulowy umożliwił udoskonalenie procesu produkcji szamotu z odpadów cegły klinkierowej.

Doświadczenia z produkcją cegieł profilowanych dla kościoła w Krześniczce ułatwiły Strunkowi podjęcie w roku 1902 decyzji o kupnie cegielni od G. Lietza. Odtąd na firmowym papierze jego fabryki pieców pojawią się oba zakłady. W roku 1905 kaflarnia stanęła w ogniu, który strawił jedną trzecią zakładu. Firma poniosła duże straty, gdyż była zbyt nisko ubezpieczona. Po ośmiu tygodniach zakład jednak został odbudowany. Konkurencja usiłowała natychmiast skorzystać z tej okazji, ale Strunkowi udało się utrzymać stałych odbiorców. Trzy łata później kaflarnia znowu staje w płomieniach. Zakład po kolejnym pożarze uległ rozbudowie o nowe hale z dwoma piecami i nową lokomobilą. Od roku 1911 zakłady Strunka zaczęły ze swą produkcją 8 000 pieców rocznie należeć do grona największych kaflami w Prusach.

Strunk miał trzech synów: Georga, Hermanna i Alfreda. Po nabyciu cegielni nosił się z zamiarem wybudowania trzeciemu z nich nowej kaflami przy torach „kolei Hartmanna”. Dwaj pierwsi synowie zginęli na wojnie. Hermann był lotnikiem i zginął w Prusach Wschodnich. To na jego cześć przemianowano w końcu lat trzydziestych ulicę Wilhelmstraße, przy której stała kaflarnia, na Hermann Strunk Straße. A jego brat Alfred, który od roku 1919 przejął po schorowanym ojcu kierownictwo zakładu, był jednym z fundatorów szybowca typu „Gronau 9”, jaki w maju 1935 roku podarowano tutejszemu kołu Seegelflugsferein, nadając mu imię Hermanna Strunka. Uroczystość przekazania
odbyła się na witnickim rynku w obecności hitlerowskich dygnitarzy władz lokalnych i powiatowych.

Nim został lotnikiem, Hermann Strunk jun. w roku 1910 zawarł związek małżeński z córką właściciela fabryki maszyn i armatury w Eisenbergu w Turyngii, Lucy Stegmüller, co będzie ważne dla dalszych losów właścicieli witnickiej kaflami. Budowniczy kaflami brał aktywny udział w życiu społeczno-politycznym lokalnej społeczności. Był jednym z założycieli ochotniczej straży pożarnej, działaczem rady gminnej, rady kościelnej, partii konserwatywnej i prezesem Deutschen Flottenvereins Orstsgruppe Vietz.

Założyciel firmy wycofał się po wojnie z działalności produkcyjnej i zaszył w swej willi, którą zaczął budować w roku 1900 przy zbiegu ulicy, przy której stała kaflarnia, z szosą Kostrzyn-Gorzów. Obok zbudowali swe domy: Feureherm, następnie właściciel tartaku Hasselberg (później dom należał do Fabiana – spowinowaconego ze Strunkami – dziś mieści się tu placówka kulturalna miasta „Żółty Pałacyk”), dalej drukarz i wydawca Schroeter, lekarze i zamożniejsi kupcy. Willa Strunka sąsiadowała od południa z synagogą. Hermann Strunk nabył także podczas parcelacji majątku Alberta hrabiego zu Stolberg Wernigerode (z Dónhoffstadt / Drogosze) w Kamieniu Wielkim tamtejszy pałac.

Wzniesiony wcześniej okazały dom mieszkalny i biurowiec zlokalizowany na terenie fabryki zostawił synowi. Zajął się pisaniem wspomnień (na których oparte są powyższe relacje odnoszące się do niego i dziejów zakładu), w których niejednokrotnie podkreślał szczególny wkład swojej żony w dzieło jego dokonań. Zmarł 26 maja 1930 roku w wieku lat 69.

Alfred Strunk po przejęciu firmy natrafił w jej prowadzeniu na spore kłopoty. Wynikały one zarówno z trudnej powojennej sytuacji gospodarczej kraju, inflacji i kryzysu, jak i z zaniku potrzeby budowania w domach pieców kaflowych z powodu przechodzenia na system centralnego ogrzewania. Udało mu się jednak trudności te przezwyciężać. W roku 1931 powiększono produkcję cegieł dzięki zakupieniu cegielni Dietzla. Gdy firma w roku 1932 obchodziła swój jubileusz 50-lecia istnienia w ulotce reklamowej podawano, że ze swą produkcją roczną 14 000 pieców jest największym przedsiębiorstwem tej branży na terenie Wschodnich Niemiec i należy do grupy największych w całych Niemczech. Zakład oferował w swych katalogach najprzeróżniejsze piece od prostych, tradycyjnych, poprzez kaflowe piece przenośne, po luksusowe. Oferował także oryginalne kaflowe obudowy kaloryferów oraz pokojowe fontanny. Przed wybuchem pierwszej wojny światowej duża ilość wyrobów wysyłana była do Rosji. W roku 1930 zainstalowano zelektryfikowaną automatyczną linię przygotowywania surowych kafli, zaś sześć lat później w nowo zbudowanej hali 40-metrowy piec tunelowy umożliwiający produkcję ciągłą oraz pomieszczenia do przyspieszonego osuszania surowych kafli. Pozwoliło to na zredukowanie liczby pieców tradycyjnych do czterech. W roku 1933 Strunk zatrudniał około 100 pracowników. Firma zakupiła także od żydowskiej gminy wyznaniowej synagogę, w której u rządzono salon wystawowy produkowanych wyrobów. Obiekt ten z czasem przeznaczony został na cele polityczno-społeczne. Po wojnie zastano w jego wnętrzu wymalowaną swastykę.

Dzięki wsparciu Alfreda Strunka w dawnym pałacyku Hoffmanna, znajdującym się na terenie witnickiej fabryki maszyn, a należącym w tym czasie do lokalnego samorządu, w roku 1938 powstała Tópfervorlehre, czyli szkoła przygotowująca do zawodu zduna. Szkoła była placówką ogólnoniemieckiej organizacji skupiającej zdunów. Podczas trzymiesięcznych kursów uczniowie zdobywali umiejętność samodzielnego stawiania pieca. Na kurs pierwszy zgłosiło się 23, a drugi 31 uczniów nie tylko z Brandenburgii, ale także z Meklemburgii, Śląska, Bawarii, Schlezwiku-Holsztynu i innych landów. Wybuch wojny zakończył działalność tej placówki a pałac został oddany władzom wojskowym na ośrodek dla żołnierzy-rekonwalescentów.

Fabryka pieców Strunka pracowała do końca 1944 roku, zatrudniając przymusowych robotników, którzy mieszkali w baraku położonym w pobliżu fabryki. W ostatnim okresie produkowano tu kaflowe piece przenośne używane także w barakach i bunkrach. Alfred Strunk wyjechał z Vietz/Ostbahn przed zbliżającym się frontem, pozostawiając fabrykę w stanie sprawnym. Wyjechał do Turyngii, gdzie już w roku 1938 objął po dr L. Strunk, wdowie po bracie Hermannie, fabrykę maszyn w Eisenbergu zatrudniającą ok. 240 pracowników. W roku 1941 fabryka ta przestawiła się na produkcję związaną z działaniami wojennymi. Po wkroczeniu Armii Czerwonej urządzenia zakładu w Eisenbergu zostały zdemontowane i wywiezione do ZSRR. W roku 1947 została ponownie częściowo uruchomiona.

Bez tytułu

Fragment tekstu autorstwa Zbigniewa Czarnucha pt. “Początek, okres świetności i upadek
witnickiego rzemiosła i przemysłu ceramicznego” opublikowanego w “Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny nr 9, 97-131” 2002.

 

Fabryka wyszła z zawieruchy wojennej cało. Protokolarne przekazanie obiektu przez przedstawicieli Armii Czerwonej reprezentantom Grupy Operacyjnej KERM miało miejsce 9 sierpnia 1945 roku. Jak to już wiemy z raportu Grupy z maja tego roku, potrzeba było dwu tygodni, aby uzupełnić braki i zakład uruchomić. W raporcie jest mowa o tym, że fachowcy są. Tymi fachowcami byli Niemcy, których kilka rodzin zatrudnionych w kaflarni ochroniono przed czerwcowym wypędzeniem pod warunkiem przeszkolenia w obsłudze maszyn i przyuczenia w produkcji kafli polskich robotników. W piśmie do Komitetu Miejskiego Polskiej Partii Robotniczej w Witnicy z 29 listopada 1945 roku, w odpowiedzi na pytanie czemu uruchomiony zakład wstrzymał zatrudnianie nowych pracowników, kierownik Fabryki Kafli Zjednoczenia Przemysłu Materiałów Budowlanych Władysław Mucha (mianowany na to stanowisko przez kierownika Grupy Operacyjnej Ministerstwa Przemysłu) podaje, że zatrudniono 35 ludzi, z których tylko 12 jest wykwalifikowanych. W liczbie 12 wykwalifikowanych było 9 Niemców. W sierpniu 1946 roku było już 73 pracowników w tym 6 Niemców (4 mężczyzn i 2 kobiety). W kaflami Niemcy pracowali do roku 1948, a potem zostali
wywiezieni za Odrę.

Stwierdzone braki, według zestawienia dotyczącego kaflami z 2 października 1945 roku, którymi obciążono żołnierzy radzieckich, obejmowały między innymi: 21 elementów urządzenia prasy, 29 silników elektrycznych; 82 pasy transmisyjne różnej długości; 6 koni pociągowych; 45 świń; 6 dojnych krów. Stwierdzono także dewastację 9 pokoi mieszkalnych i 5 biurowych w przyfabrycznym budynku.

Rosjanie z zamiarem wywiezienia do swego kraju zdobycznego łupu, traktowanego jako rekompensata za szkody wojenne poczynione przez Niemców na ich ziemiach, zorganizowali także i w Witnicy szereg magazynów gromadzących poszczególne rodzaje sprzętów i urządzeń. Były magazyny pianin i fortepianów, luster, tapczanów, talerzy i innej zastawy, dzieł sztuki, bryczek i powozów, samochodów i motocykli, maszyn, urządzeń fabrycznych i tak dalej. Część zebranego niemieckiego mienia wywieziono w pierwszej połowie roku 1945. W sierpniu tego roku na mocy porozumienia zawartego pomiędzy rządami polski i ZSRR magazyny łupów wojennych znajdujące się, jak wtedy się mówiło, na Ziemiach Odzyskanych, powinny zostać przekazane stronie polskiej. Jak wynika z raportu burmistrza Witnicy z dnia 3 października 1945 roku, w rękach Armii Czerwonej pozostawało jeszcze 14 magazynów. Jednym z nich był magazyn silników elektrycznych zlokalizowany w hali przy torach kolejowych, w którym były także silniki z kaflami. Jak relacjonował po latach piszącemu te słowa ówczesny pracownik kaflarni Bolesław Biel, uruchomienie zakładu wymagało między innymi odzyskania zabranych silników. Zrobiono to podstępem: zagadywano radzieckiego wartownika w ten sposób, aby można było z drugiej strony długiej hali w tym samym czasie ładować silniki na wóz. Dotkliwie odczuwano brak pasów transmisyjnych, których także w kaflami brakowało. Pasy, wykonywane w tamtych latach ze skóry, były powszechnie poszukiwanym przez szewców materiałem na wyjątkowej wartości zelówki do butów. Nabycie pasów transmisyjnych natrafiało na szczególne trudności. W kaflarni brakujące pasy zastępowano wężami strażackimi przywożonymi ze zniszczonego Kostrzyna.

Jako jeden z pierwszych oddziałów fabryki ruszyła maszynownia. Tutejsza maszyna parowa poruszała prądnicę dostarczającą miastu energię elektryczną. Do wkroczenia Armii Czerwonej Witnica była zaopatrywana przez elektrownię znajdującą się za Odrą w Finkenheerd pod Frankfurtem. Od lutego 1945 roku centralną część miasta oświetlała uruchomiona przez radzieckie władze wojskowe elektrownia w fabryce mebli „Fortuna”, a od lata 1945 roku przez fabrykę kafli. Przy uruchamianiu elektrowni w kaflami pracowało 23 Niemców. Elektrownia ta działała do połowy listopada, kiedy Witnica została podłączona do sieci zaopatrywanej przez elektrownie w Bledzewie, Kamiennej a następnie w Gorzowie i Krośnie Odrzańskim.

Produkcja ruszyła pod koniec roku 1945. Produkowano do 40 000 sztuk kafli miesięcznie. W roku następnym fabryka brała udział w I Wystawie Przemysłowej w Gorzowie zorganizowanej w dniach 2-4 marca. W wydanym z tej okazji katalogu czytamy że Fabryka Kafli Pod Zarządem Państwowym w Witnicy należy do Zjednoczenia Przemysłu Materiałów Budowlanych Województwa Poznańskiego w Poznaniu i produkuje 100 000 kafli miesięcznie. W sprawozdaniu z datą 3 kwietnia tego roku podaje się jednak, że miesięczna produkcja sięga tylko niewiele ponad 60 000 kafli. W roku tym zakład borykał się z problemem zbytu swych wyrobów. W planie na rok 1947, licząc się z tymi trudnościami planowano miesięczną produkcję tylko w wysokości 25 000 sztuk kafli. W tej sytuacji Zjednoczenie zdecydowało o redukcji zatrudnienia.

Lata 1947-1948 były tragiczne dla witnickiego przemysłu w ogóle. Na posiedzeniu Miejskiej Rady Narodowej w dniu 11 grudnia 1947 roku radni bili na alarm. Browar w konsekwencji pogorszenia się jakości piwa stanął w obliczu likwidacji i zamiany na rozlewnię. Wobec braku ziemniaków zredukowano zatrudnienie w Zakładach Przemysłu Ziemniaczanego w Witnicy. Redukcja pracowników dotknęła także tutejszą cegielnię. Postanowiono wystosować memoriał do Ministerstwa Ziem Odzyskanych. Podjęte działania uratowały browar i polepszyły nieco sytuację w innych zakładach. W roku 1949 produkowano około 40 000 sztuk kafli miesięcznie (ok. 500 000 rocznie).

Druga połowa roku 1947 zaznaczyła się w życiu załogi kaflami także skandalem, wywołanym aresztowaniem dotychczasowego kierownika, który wraz z dwoma innymi ważnymi osobami w miasteczku: pierwszym sekretarzem Polskiej Partii Robotniczej i kierownikiem browaru oskarżeni zostali o zawłaszczenie na użytek prywatny armatury wodociągowej z nieczynnej wytwórni w podwitnickiej wsi Mościczki. Władysław Mucha przyjechał do Gorzowa wraz z częścią Grupy Operacyjnej 2 maja 1945 roku. Miał wtedy 51 lat. Urodził się w Zawierciu, studiował handel w Breslau. Pracował w firmach handlowych w Zgierzu i Warszawie. Znając biegle francuski, angielski, niemiecki i rosyjski, zajmował się zakupami na rynkach tych krajów. Przez pewien czas był kierownikiem sekretariatu hrabiny Marii Zamojskiej w Paryżu. Po aresztowaniu już do Witnicy nie wrócił. Po nim na krótko kierownikiem został mistrz kaflarski Antoni Krzykała, oddelegowany tu z fabryki kafli w Otrzeszowie w Wielkopolsce.

Po uruchomieniu w roku 1950 pieca tunelowego zatrudnienie w zakładzie wzrosło z 86 do 159 pracowników, a produkcja do ponad 128 000 tak zwanych jednostek kaflarskich miesięcznie (piec budowany jest z 275 jednostek kaflarskich, w tym kilka form kafli). Zakład produkował w końcu lat pięćdziesiątych do 60 pieców dziennie, co w przeliczeniu: 365 dni x 60 daje nam około 21 000 pieców rocznie, przy 14 000 pieców produkowanych przez Strunka. W tym czasie w ramach produkcji ubocznej przez kilka lat wytwarzano w kaflami także szkło piankowe. Lata sześćdziesiąte nadal były pomyślne dla zakładu, ale następna dekada zaznaczyła się spadkiem zapotrzebowania na te produkty. W okresie dużego zapotrzebowania na kafle zakład borykał się z brakiem robotników. Trzeba było odwoływać się do zatrudniania więźniów z zakładów karnych ze Słońska i Gorzowa.

Gierkowska „dekada sukcesu” oparta na zagranicznych pożyczkach zaznaczyła się w kaflarni wymianą maszyn przeprowadzoną w latach 1971-72. Według instrukcji technologicznej z roku 1975, zakład pracował na dwie zmiany przez 365 dni produkcyjnych, zatrudniając 80 pracowników. Wśród urządzeń zakładu wymieniono: gniotownik dwutorowy, młyn kulowy, dołownię, 3 przenośniki taśmowe, walce gładkie, prasę taśmowa, transporter pionowy, wózki platformowe i wózek akumulatorowy, 8 pras kaflarskich z wymienną głowicą, nadpiecową suszarnię przestrzenną, 4 piece okresowe i piec tunelowy opalany przy zastosowaniu gazogeneratora gazem czadnicowym. Piec ten został przedłużony z 40 do 54 metrów. Wypalano w nim w ciągu doby 12 wózków wypełnionych jednostkami ceramicznymi przy temperaturze 1000 stopni Celsjusza.

Powierzchnia gruntów pod zabudowaniami obiektów fabrycznych, placów składowych, dróg dojazdowych i pod budynkami mieszkalnymi wynosiła 1,79 ha. Do zakładu należała między innymi działka położona przy ulicy Sikorskiego o powierzchni około 0,14 ha, na której w roku 1960 kaflarnia zbudowała pierwszy wzniesiony po wojnie w tej miejscowości nieprywatny dwurodzinny budynek mieszkalny.

W obliczu stale zmniejszających się zamówień na kafle pod koniec lat siedemdziesiątych fabryka przeistoczyła się w Zakład Materiałów Ogniotrwałych „Kaflarnia”. W roku 1981 uruchomiono nowy ciąg technologiczny pozwalający na przestawienie produkcji z kafli na różnego typu wyroby szamotowe, używane w odlewniach metalu i przez producentów kuchenek domowych. Były wśród nich: kształtki szamotowe, kształtki układów wlewowych, kolanka i trójniki, prostki i płytki wyrównawcze, wlewki odlewnicze, rurki żerdziowe i inne. Do produkcji wyrobów szamotowych specjalny rodzaj gliny niewystępujący w Witnicy sprowadzano z Jaroszowa i Bolesławca w Jeleniogórskiem i Andrespola pod Łodzią (stąd, po wyczerpaniu się sporych zapasów glazury produkowanej przez Strunka, sprowadzano także glazurę zawierającą szkodliwe dla zdrowia pracowników składniki).

Wyroby szamotowe dostarczano między innymi do odlewni żelaza w: Siedlcach, Kielcach, Końskiem, Elblągu („ZAMECH”), Ostrowcu Świętokrzyskim, Katowicach i do Fabryki Pomp w Szczecinie. Duże dostawy witnickich wyrobów odbierał „POMET” w Poznaniu i „DOMGOS” w Inowrocławiu. Według porozumienia z 1 lutego 1982 roku zawartego przez zakład z Inowrocławskimi Zakładami Metalowymi „DOMGOS” w sprawie organizacji dostaw witnickich wyrobów, inowrocławianie zobowiązali się do podstawiania na witnicką stację kolejową dziennie nie więcej niż dwa wagony. Będą to kontenery, a wyroby powinny być załadowane na paletach po 20 słupków. Okres załadunku ustala się na 6 godzin od momentu zawiadomienia przez PKP o podstawieniu wagonu. Koszt transportu ponosi odbiorca.

Okres pomyślności zakładu zbliżał się, tak jak to było w tysiącach przypadków różnych innych polskich fabryk tej epoki, ku końcowi. W roku 1985 zakład zatrudniał 51 pracowników. W roku tym w miesiącach styczeń – czerwiec nie sprzedano ani jednego kafla. W lipcu sprzedano 25 000 sztuk. W następnych miesiącach: 51 000; 68,000; 50 000. W grudniu nie było nabywców.

W tym samym roku na łamach „Gazety Lubuskiej” (30 VIII 1985) ukazała się nostalgiczna w tonie notatka: Witnicka Kaflarnia -jedyny tego typu zakład w województwie, produkował przed dziesięcioma łaty 4,5 mil jednostek i ciągle było ich za mało. Dzisiejsze zapotrzebowanie na kafle opiewa na… 100.000. Produkuje się zatem co innego – wyroby szamotowe (wkłady do elektrycznych pieców akumulacyjnych oraz tuleje do pieców szamotowych, w których przeprowadza się termiczną obróbkę materiałów).

Im bliżej końca lat osiemdziesiątych, tym mniej zamówień nadchodziło także na nowe wyroby oferowane przez zakład. Próbowano jeszcze produkcji płytek okapowych, płytek do wykładania ścian zewnętrznych budynków i tym podobnych wyrobów, ale rynek nie zgłaszał zapotrzebowania. Zakłady kupujące w Witnicy wyroby szamotowe same zaczęły przeżywać gospodarcze trudności. W wyniku przemian ustrojowych zachodzących w kraju zlikwidowane zostały w roku 1992 Gorzowskie Zakłady Ceramiki Budowlanej z siedzibą w Skwierzynie, do których należały cegielnie i kaflarnia w Witnicy i oba zakłady stały się własnością lokalnego samorządu. W obliczu pogłębiającego się ogólnego kryzysu gospodarczego i słabej kondycji finansowej przedsiębiorstw państwowych – odbiorców produktów wytwarzanych w tutejszej kaflami – zakład w roku 1993 został zamknięty. Jedną z hal zakupił Mirosław Laszko, przystosowując ją do produkcji papierowych wyrobów higienicznych, a pozostałe budynki fabryczne Andrzej Erhard z zamiarem przebudowy pomieszczeń na budynki mieszkalne. Obaj nabywcy są mieszkańcami Witnicy. Budynek biurowo-mieszkalny przejęty został na cele mieszkaniowe przez władze samorządowe.

Z szeregu kierowników zakładu najdłużej utrzymał się na tym stanowisku wspomniany już Jan Zabłocki (1956-1984), po którym władzę w kaflarni przejął jego syn Andrzej Zabłocki, od roku 1990 pełniący w Witnicy urząd burmistrza.

Rozwój ekonomiczny kieruje się swymi prawami popytu, podaży, konkurencji. Są to procesy ogólniejsze, których upadek witnickich zakładów ceramicznych może być ilustracją, konkretnym przykładem. Zakład stał przed koniecznością zmiany profilu produkcji i związaną z tym koniecznością kolejnej modernizacji, na co państwowe firmy nie miały stosownych środków. Kryzysowa sytuacja kraju i społeczno-polityczny kontekst lat osiemdziesiątych nie sprzyjał podejmowaniu inicjatyw unowocześniania zakładu. W okolicy i w kraju były zakłady potężniejsze i bardziej nowoczesne, które jednak także spotkał ten sam los. Poza prawami wolnego rynku jest jednak jeszcze czynnik ludzki: pomysłowość, inicjatywa, odwaga podejmowania ryzyka, wytrwałość, sztuka przetrwania czasu kryzysu. Czy upadek cegielni -najstarszych zakładów przemysłowych Witnicy o ponad czterystuletniej tradycji i flagowego zakładu tej branży kaflarni – traktować należy jako naturalną śmierć, konsekwencję obiektywnych procesów, czy także jako efekt braku wymienionych cech kierownictwa tych firm? (…)

Bez tytułu

Fragment tekstu autorstwa Zbigniewa Czarnucha pt. “Początek, okres świetności i upadek
witnickiego rzemiosła i przemysłu ceramicznego” opublikowanego w “Nadwarciański Rocznik Historyczno-Archiwalny nr 9, 97-131” 2002.

i jeszcze ciekawostka:

Artykuł pochodzi ze strony sztetl.org.pl

Do 1864 r. witniccy Żydzi nie mieli synagogi. Wcześniej modlono się w domu kupca Isaaca Cohna. W 1864 r. przy ówczesnej ul. Wilhelmstraße gmina wybudowała niewielką synagogę. Była to budowla na planie prostokąta z boczną przybudówką, z nieotynkowanej cegły, z dwuspadowym dachem z niewielką wieżyczką na środku.

W 1935 r. upadająca gmina odsprzedała budynek synagogi miejscowemu członkowi NSDAP Hermanowi Strunkowi. Praktyka sprzedawania synagog przez upadające gminy żydowskie była znana w regionie. Podobnie było w Mieszkowicach, Bledzewie, Trzemesznie Lubuskim, Międzychodzie, Trzcielu i w innych miejscowościach. Strunk, właściciel kaflarni, umieścił w niej wystawę swoich wyrobów. Następnie przekazał budynek synagogi na siedzibę Klubu Automobilistów (ADAC), organizacji kontrolowanej przez NSDAP. Wewnątrz budynku kazał wymalować okazałą swastykę. Kiedy 9 XI 1938 r. przyjechała z Berlina ciężarówka z bojówką SA, wyjaśniono jej, że synagoga, którą zamierzali podpalić, jest już od kilku lat własnością miejscowego działacza NSDAP. Tak więc dzięki transakcji z 1935 r. synagoga przetrwała.

Polscy osadnicy, którzy przybyli do Witnicy w 1945 r. zastali w synagodze magazyn wojskowych nart, które szybko zostały wyszabrowane. W 1949 r. miejscowa szkoła zabiegała o pozyskanie budynku synagogi na salę gimnastyczną, do czego jednak nie doszło i obiekt był wykorzystywany jako magazyn fabryki mebli. Ostatecznie los synagogi został przypieczętowany potrzebą pokazania „naszego wrastania w te ziemie”. Od zakończenia wojny do połowy lat 60-tych XX w. w Witnicy nie zbudowano żadnego nowego domu, kiedy więc w połowie lat 60-tych miasto uzyskało fundusze na budowę pierwszego bloku mieszkalnego, postanowiono go usytuować w możliwie najbardziej centralnym miejscu przy drodze z Kostrzyna do Gorzowa. W 1965 r. rozebrano stuletnią synagogę, która przetrwała „Noc Kryształową”, a na jej miejscu wybudowano blok mieszkalny zwany „lembasówką”, od nazwiska ówczesnego wojewody zielonogórskiego Jana Lembasa.

Po synagodze nie zachowała się żadna dokumentacja, nie ma też żadnego zdjęcia ani rysunku. Przestała istnieć tak samo, jak żydowska społeczność miasta. W 2001 r. z inicjatywy Towarzystwa Przyjaciół Witnicy, przy współpracy z dawnymi niemieckimi mieszkańcami miasta, miejsce na którym stała synagoga zostało upamiętnione kamieniem z gwiazdą Dawida i tablicą z tekstem w trzech językach: polskim, niemieckim i hebrajskim: „Tu stała niegdyś synagoga 1864 – 1935 – 1965”. Uroczystość odsłonięcia kamienia miała miejsce 21 VII 2001 r.

Link bezpośredni

 

Więcej o Hermanie Strunku? Kliknij

 

About the Author