Źródło : Internet, Facebook, zbiory własne
Zeszyt praktyk kominiarskich mistrza Felixa Bobkowskiego
Felix Bobkowski urodzony w Wągrowcu (Wongrowitz) 5 października 1891 roku. Praktykował w latach 1907-1911 w Wągrowcu, w 1911 roku w Bydgoszczy (Bromberg), w latcha 1911-1912 w Solcu Kujawskim (Schulitz a. Weichsel), w latach 1912-1913 w Elblągu (Elbing), w 1912 roku w Braniewie (Braunsberg) i w 1913 roku w Poznaniu (Posen). Książeczka wydana przez Central-Innungs-Verband der Schornsteinfeger Meister dla Rzeszy Niemieckiej w 1884 roku.
Zbiory własne
Źródło : Gazeta Przemysłowo-Rzemieślnicza
Źródło: Naokoło świata, 1926, nr 21
Źródło: Gazeta Przemysłowo-Rzemieślnicza: organ stowarzyszeń Centralnego Towarzystwa Rzemieślniczego w Państwie Polskiem Związku Towarz. Przemysłowych i Rzemieślniczych woj. Poznańskiego i Pomorskiego… R. 32, 1927 nr 31a
O głupim kominiarzu…
Miał młynarz trzech synów. Dwóch było mądrych i pięknych, a trzeci, co go za głupiego mieli, był czarny jak kominiarz i siedział zawsze na piecu. Dwaj piękni synowie jeździli w zaloty do królewny co mieszkała na śklannej górze , a nigdy jej nie mogli dojść; bo co podjechali trochę, to się konie splezły i spadały ś niemi. — Otóż psuli sobie głowę, jakby podejść tę królewnę co się tak obwarowała; ale nic nie pomagało, bo konie nogi łamały, a oni sami pokaleczeni i pokrwawieni powracali do domu. Widząc, że im się nie udaje, poczęli się kłócić między sobą, tak że się aż poszturkali, bo im się zdało, że jeden drugiemu przeszkadza i przez to wyjechać nie mogą. — Razu jednego, gdy bijąc się, jak psi mięso na sobie targali, ten trzeci co był czarny i głupi, poszedłszy zdaleka za nimi, wlazł na drzewo i przypatrywał się co robią. Zobaczywszy tę bójkę, zamyślił się trochę; potćra wrócił, położył się na piecu i śpi.
Tatuś jednak, widząc jak synowie zawsze pokaleczeni wracają, powiada jim: „Dajcieno spokój tym zalotom, zostańcie doma. — Ale oni rzekli: „Musimy, tatusiu, czy dziś czy jutro zdobyć tę królewnę; a ten z nas będzie panował, którego ona wybierze.”
Brzyćki a czarny wysłuchał pod piecem całą rozmowę ojca i braci, poskrobał się po głowie, a gdy wieczerzali, zlazł z pieca i ukradł jim jedno siodło.—Jak pojedli, tak się spać pokładli. On tymczasem poleciał na łąkę, konia sobie wyryktował i pojechał w drogę co tchu do dnia. Oni zaś jak wstali ze snu, tak się znowu wadzili ze soba: nareszcie zaczęli szukać konia i siodła, a tu nie ma; a jakże być miało, kiej już on na nićm pojechał! Otóż tak mu dał Pan Bóg: nadjechał do rzćki, obmył się w wodzie — i stanął pod samą śklanną górą. Ślizgo było strasznie, a promienie słońca tak błyszczały z tej góry, że wzrok blasku znieść nie mógł. Zaciął konia raz, a tu nic; zaciął drugi raz, nic; potóm zlazł i nos sobie rozbił; nareszcie nie uważając już na to, zaciął trzeci raz konia — i krwią obabrany wyjechał na górę. Onaż królewna wyszła co tchu do niego, chusteczką mu twarz ze krwie obtarła i dała mu pierścień ze swego palca. — „Zawiń pierścień w tę chusteczkę com cię obtarła i schowaj; jak przyjadę do ciebie, to mi pokażesz.” — On jej powiedział, w jakiej wsi mieszka, a ona już jego była, i przyrzekła mu, że nikt inny królem nie będzie. — Po takićm umówieniu między nimi, on co tchu wsiadł na konia i powrócił w nocy do domu; konia zostawił na łące, usmolił się, wlazł za piec i śpi. —Takci było, żo tamci bracia, nie wiedząc o niczćm, swarzyli się tylko między sobą i bili.
Aliści niedługim czasem królewna wsiadła do karenty świecącej od złota, którą ciągło sześć siwych koni, wojsko się wyryktował przy niej w paradzie, i całą drogę od szklannój góry aj do chałupy młynarza wysłano czerwonem suknem. — Gdy królewna stanęła przed chałupą, powiada do młynarza: Wyprowadźcie mi swego syna a mego narzeczonego. — Młynarz się ukłonił i mocno ukontentował; poszedł i przyprowadził jednego z tych pięknych. — Ona powiada: „Nie ten. — Przyprowadza drugiego pięknego; znowu: „Nie ten. — Młynarz się zakłopocił, ale mu przyszło na myśl, że ma jeszcze trzeciego syna, czarnego a głupca; więc się pyta: „Czyby to nie ten?” — „A ten!” rzekła królewna i wyskoczyła z karenty, bo ten głupi pokazał jej zaraz chustkę z pierścieniem.
Za królewną wyszły z karenty księżniczki, wodami pachnącemi umyły głupiego śpiocha, dyjamentowemi grzebieniami głowę mu uczesały, a paziowie królewny ubrali go w złociste suknie, tak że się z podziwieniem ojca i braci stał na raz i przystojnym i mądrym i bogatym. Wsiadła królewna z nim do karenty i wzięli ślub u jednego pustelnika przy rozstajnych drogach. Żyli ze sobą potem bardzo szczęśliwie ze sto lat, a młynarz już do samój śmierci opływał w dostatki.
Oskar Kolberg
“Lud: jego zwyczaje, sposób życia, mowa, podania, przysłowia, obrzędy, gusła, zabawy, pieśni, muzyka i tańce”
1875