Zdun – zawód z przyszłością
Znalezione w sieci:
To nieprawda, że zdun jest ginącym zawodem. Z roku na rok w Polsce coraz więcej osób chce uczyć się tego fachu, cechy rzemieślnicze wracają do egzaminów czeladniczych i mistrzowskich. Dziś zdun zaczyna być postrzegany jak artysta i jeśli jest dobrym fachowcem, nie narzeka na brak zleceń
Ireneusz od najmłodszych lat przyglądał się pracy zdunów i uczył fachu od swojego wuja. Pierwszy piec chlebowy postawił samodzielnie, jak miał 17 lat. – Sąsiadka wiedziała, że pracuję ze zdunami i poprosiła mnie o zbudowanie pieca – wspomina Ireneusz. – Powiedziała „jaki będzie, taki będzie”. Piec wyszedł elegancki, do dzisiaj stoi i jest używany.
Postawienie jednego pieca chlebowego zajmuje około tygodnia. Najbardziej pracochłonne jest dopasowanie kafli, szczególnie w takiej sytuacji, kiedy do budowy pieca wykorzystuje się stare kafle „z odzysku”. A piec, który stawia teraz w Łutowcu – małej wsi położonej w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej – to spore wyzwanie, bo kafle są z różnych pieców i zestawienie ich ze sobą tak, aby tworzyły całość i wyglądały estetycznie, to praca na długie godziny. Ma to też swoje plusy – zdaniem Ireneusza, piec ze starych kafli ma duszę. O to właśnie chodziło właścicielowi stawianego pieca – Dariuszowi Lorkowi.
– Zapoznałem się z ofertą różnych firm, które proponują gotowe piece produkowane według najnowszych technologii, ale wybrałem stawianie pieca od podstaw według tradycyjnych metod – wyjaśnia i dodaje: – Zawsze chciałem upiec chleb w prawdziwym piecu! To smak mojego dzieciństwa.
W tym roku (do listopada) Ireneusz postawił tylko trzy piece, ale mówi, że w przyszłym roku będzie zdecydowanie lepiej – już teraz ma 17 zamówień. Zmiany w tym zawodzie w skali ogólnopolskiej są już widoczne od kilku lat. W 2011 r. Cech Rzemieślników i Przedsiębiorców w Stalowej Woli zorganizował egzamin na czeladników i mistrzów. Zgłosiło się łącznie ponad 60 kandydatów z całej Polski, a nawet jeden zdun z Niemiec. – To fachowcy z wieloletnim doświadczeniem, którym zależy na potwierdzeniu swoich kwalifikacji – mówi Józef Jachcik, dyrektor Izby Rzemieślniczej w Rzeszowie. – Taki dokument jest ważny na całym świecie, a polscy zdunowie wykorzystują go np. podczas stawania do przetargów – dodaje.
Zlot zdunów
Obecnie w Polsce nie ma cechu zrzeszającego zdunów, ani żadnego rejestru określającego liczbę tych fachowców. Spróbował ich policzyć zdun ze Szczecina, 41-letni Maciej Burdzy. – Przed wojną odbyły się dwa zjazdy zdunów, w 1938 i 1939 r. Powtórzyłem tę tradycję po prawie 80 latach – mówi Burdzy, organizator Ogólnopolskiego Zlotu Zdunów 2014 w Łaziskach koło Wągrowca (woj. wielkopolskie). Na spotkanie przyjechały 62 osoby – aktywni zawodowo zdunowie, pracownicy z branży kaflarskiej, a także wielbiciele zduństwa z całej Polski – m.in. z Wałbrzycha, Nowego Sącza, Siemiatycz, Lublina czy Gdyni.
To niejedyne działanie Macieja Burdzego w celu aktywizacji zdunów z całej Polski – założył portal Zdunskieopowiesci.pl, gdzie na bieżąco pisze o branżowych spotkaniach, wystawach, historii zawodu itp.
– Próbuję zjednoczyć to środowisko i może uda mi się kiedyś dotrzeć do wszystkich zdunów – wyjaśnia Burdzy i dodaje: – Co jakiś czas słyszę, że kolejni, ci najstarsi przedstawiciele tego zawodu umierają. Jak ja się tym nie zajmę, nikt tego nie zrobi – tłumaczy. Zjednoczenie zdunów ma na celu konsolidację środowiska i utrwalenie pięknej, 600-letniej tradycji zawodu. – Potrafili to już zrobić górnicy, kominiarze i strażacy… Warto eksponować umiejętności zawodowe, a co za tym idzie, uwrażliwiać ludzi na dziedzictwo, wprowadzając do polskich domów ciepło i piękno – mówi.
Przyszłość zawodową zdunów Maciej Burdzy widzi optymistycznie. – Po zachłyśnięciu się nowoczesnością Polacy wracają do tradycyjnych rozwiązań, które oprócz funkcjonalności są także estetyczne, zdobią przestrzeń i są ponadczasowe. Wszystko może minąć, ale zawsze będziemy się zachwycać starymi piecami! To jest tak jak w branży motoryzacyjnej – samochody się zmieniają, a ludzie zachwycają się starymi mustangami czy fordami.
Zdun zdunowi nierówny
Z prawdziwymi zabytkami ma na co dzień do czynienia Andrzej Karbowski, który sam nie jest zdunem, ale razem ze zdunami stawia piece wyłącznie z zabytkowych kafli. Z wykształcenia jest architektem. Zabytkowymi kaflami pasjonuje się od lat 80. XX w., kiedy to podczas opróżniania sklepień w jednej z kamienic wokół Rynku w Krakowie odkrył ogromny zbiór fragmentów kafli z początku XVII w.
– To były kawałki z różnych pieców, zapakowałem je do kartonów, a następnie przez wiele tygodni i miesięcy składałem w całość – mówi i pokazuje stare zdjęcie, na którym fragmenty kafli wyglądają jak kolorowe gruzowisko. – Praca przypominała układanie puzzli. Każdy z pieców przez pół roku trzymałem w dużym pokoju, kilka kafli było w paru fragmentach, ale większość w kilkunastu kawałkach. Dopasowywałem je do siebie, biorąc pod uwagę m.in. ich grubość, odcień i kierunek spływania szkliwa – wspomina Karbowski.
Teraz nie ma już do czynienia z takimi perełkami, raczej z kaflami z XIX i początku XX w. I inne też są przeznaczenia pieców – te z kaflami sprzed kilku stuleci, stojące w muzeach, to atrapy zbudowane po to, aby zachować kafle. Ich montaż jest zupełnie inny iż w przypadku funkcjonalnych pieców, które mają ogrzewać pomieszczenia – wyjaśnia.
Zabytkowe piece-kominki
Zabytkowe piece wymagają dużo czasu i cierpliwości. I nie chodzi tu tylko o takie eksponaty jak te z XVII w. Jeśli do budowy nowego pieca mają być wykorzystane kafle ze starego, to trzeba go najpierw rozebrać.
– To nieciekawa praca, dużo kurzu i starej sadzy sprzed kilkudziesięciu, a nawet 100 lat – mówi Karbowski. Piec trzeba tak rozbierać, aby nie uszkodzić kafli, ale czasami można dostać kafle z już rozebranego pieca. – Jak zdun mówi, że one się już do niczego nie nadają, to ja się za nie brałem i je rekonstruowałem. I właśnie ta część wymaga największej precyzji. Następny etap to budowa pieca – tutaj większość pracy wykonuje zdun. Potem piec musi wyschnąć, a na koniec robi się prace wykończeniowe, np. dorabianie ubytków itp.
W Polsce obecnie jest popularne obudowywanie gotowych wkładów kominkowych kaflami – zarówno zabytkowymi, jak i nowoczesnymi. Andrzej Karbowski przez długie lata bronił się, aby nie łączyć klasycznych pieców z tzw. telewizorami, czyli szybą kominkową. To wśród artystów zajmujących się zabytkowymi piecami połączenie nie do przyjęcia.
– Ludzie chcą, aby piec pełnił funkcję użytkową. Piec ma grzać. Dopóki nie wymyśliłem metody cofnięcia tej szyby, nie brałem się za takie zlecenia – mówi. Wcześniej budował wiele kominków z wykorzystaniem zabytkowych kafli, ale z otwartym paleniskiem. – To jest bardzo przyjemne – zapach ognia, trzaskanie, ale prawie bezużyteczne – tłumaczy: – 90 proc. ciepła idzie do komina, a tylko niewielka część do pomieszczenia, i to tylko wtedy, kiedy się pali, a pali się szybko, bo nie ma możliwości regulowania szybkości spalania. Szyba pozwala na regulację dostępu powietrza i zmniejszenie tempa spalania, co jest bardzo praktyczne. Kiedy wymyśliłem, jak ukryć tę szybę, zacząłem robić obudowy do kominków.
Dla koneserów
Budowa pieca-kominka ze starych zabytkowych kafli może trwać nawet rok, z czego 90 proc. czasu zajmuje wyszukanie odpowiednich kafli. – To nie jest tak, że jak zgłosi się klient, to wyciągam katalog i pytam, który model sobie życzy, a następnie przywożę wszystkie materiały i zaczynam pracę. Kafli na tym etapie po prostu nie ma – opowiada Karbowski. – Wiele razy spotykam się z klientem, podczas rozmów poznaję jego preferencje i na tej podstawie robię rozeznanie na rynku. Bywa, że znajduję odpowiednie kafle nawet po pół roku – dodaje.
Kafli nie można kupić na postawie zdjęcia pieca w internecie, choć dzięki latom doświadczeń Andrzejowi Karbowskiemu do wstępnej oceny wystarczy rzut oka na fotografię. – Potem muszę dotknąć tych kafli i sprawdzić, czy nadają się do wykorzystania przy nowym piecu, czy tylko na atrapy – tłumaczy. Bywa, że przy budowie zabraknie kafla. Wtedy wyszukuje podobny i wstawia go w niewidoczne miejsce, np. z tyłu. Czasami kupuje nowy, np. jakiś specjalny profil, który trudno odzyskać podczas rozbiórki. Sporadycznie dorabia nowe kafle.
***
W domu Andrzeja Karbowskiego, nad wejściem do pokoju wisi dosyć duże zwieńczenie pieca. Kupił je za niewielkie pieniądze przez internet. Okazało się potem, że pochodzi ono z wytwórni kafli, która w XIX w. miała swoją siedzibę w niewielkiej dziś wsi pod Kielcami i produkowała takie elementy do stacji kolejowych stojących wzdłuż kolei transsyberyjskiej.
Źródło: http://gazetapraca.pl/gazetapraca/51,90440,16896984.html?i=0