maciekburdzy@gmail.com

Zduńskie opowieści to serwis o kaflach, piecach i kominkach. Przedstawia dawne urządzenia grzewcze. Pokazuje zdjęcia, ciekawostki historyczne, rysunki, własne i cudze artykuły oraz odkrycia i wspomnienia. Zawiera i informuje o wydarzeniach z branży zduńskiej oraz wystawach muzealnych. Wywołuje uczucia od melancholii po uśmiech. Buduje zamiłowanie do dawnych rzeczy, które przeminęły oraz promuje kulturę ognia.

Zdunowie gdańscy w najdawniejszych czasach – 1922 r.

Posted On 13 cze 2014
Comment: Off

Czasopisma_007_02_211_0001 Czasopisma_007_02_209_0001 Czasopisma_007_02_206_0001

Zduństwo jest jedną z najdawniejszych gałęzi przemysłu, bo przedhistoryczny już człowiek tak dla użytku domowego, jak i na złożenie prochów zmarłego, wyrabiał gliniane naczynia, które nieraz udatnie zdobił. W Polsce, gdzie w wielu okolicach jest odpowiednia glina, a drzewo opałowe było tanie, rozwijało się zwykłe garncarstwo, a garnki wywożono nawet za granicę. W drugiej połowie XVIII w., gdy za przykładem Francji i Stanisława Augusta stało się modnem u nas popieranie przemysłu artystycznego, panowie polscy zakładali też pracownie zduńskie, które stały na wysokim poziomie artystycznym. Nieszczęścia krajowe, a potem zalew przez obce fabryki, zniszczyły tę naszą piękną gałąź przemysłu artystycznego, ale z zadowoleniem należy stwierdzić, że obecnie powstają u nas znów pracownie zduńskie.

Tak w Ćmielowie, gdzie istniała niegdyś sławna fabryka, wyrabiają jedyną w Polsce porcelanę; choć wyroby są dobre, należałoby je postawić na wyższym poziomie artystycznym, zwłaszcza że rozchodzą się one po kraju w wielkich ilościach. Sławny Korzec na Wołyniu przypadł Polsce, tak że po nastaniu spokojniejszych czasów niezawodnie fabryka na nowo powstanie. Jedna z największych w Polsce fabryk w Skawinie pod Krakowem, wyrabia fajanse i szamoty („chamotte” jest to wyrób ogniotrwały, z przepalonej mielonej gliny, zmieszanej ze świeżą i powtórnie wypalonej). Wyroby tej fabryki dobre pod względem wykonania, wykazują usilne staranie nad nadaniem odpowiedniej szaty artystycznej. W Szówsku pod Jarosławiem zakłada książę Czartoryski fabrykę fajansów i kafli do pieców, a wielkie starania założyciela, dają rękojmię, że stanie ona na wysokim poziomie. W Warszawie Czechowski wyrabia majoliki, dobre technicznie i artystycznie zaś artysta-rzeźbiarz Otto i fabryka „Złotoglin” piękne wytwory nieogniotrwałe. W Poznaniu przy Szkole Sztuk Zdobniczych dział zduństwa art. prowadzi art. rzeźb. Jagmin. W Ostrzeszowie wyrabiają porcelanę, fajanse i kamionki, w Chodzieżu fajanse i porcelanę, w Gnieźnie. Rawiczu i Ostrowiu, „Ceramika” w Bydgoszczy kafle. W Krakowie, przy Szkole Przem. Art. ma być urządzona szkoła zduństwa pod kierowonictwem artysty, a zarazem wykształconego za granicą cerarmika prof. Szafrana, ale walczy ona na razie z brakiem uposażenia. Fabryka w Pacykowie pod Stanisławowem zniszczona w czasie wojny znów się dźwiga i wyrabia lepsze rzeczy, niżby nazwa tej miejscowości wskazywała.. W Kołomyji istnieje dotąd ciekawe zdobnictwo ludowe. Wobec tego odradzania się u nas przemysłu zduńskiego, nie od rzeczy będzie wrócić do dawniejszych czasów. Najmniej naukowo znane jest u nas zduństwo gdańskie, a przecie z Gdańska szło w głąb Polski wiele naczyń i kafli, dotąd jednak nie rozróżniano, które wyroby były z samego Gdańska, które z miast sąsiednich, a które tylko przez Gdańsk przywożono.

Na przykład w spisie majętności lwowskiego mieszczanina Alenbeka spotykamy „fajansy tureckie i gdańskie”, a pomiędzy przedmiotami pozostałymi po mieszczaninie lwowskim Konstantym Mazepie, było „majolik gdańskich kilka tuzinów”. Dopiero świeżo dr. J. F. Secker, przy urządzaniu oddziału Muzeum Gdańskiego, zdołał ustalić wyroby gdańskie, wedle materjału i zabarwienia, a czas wedle stylu i ukazujących się z rzadka dat. Znaku miejskiego cech gdańskich zdunów nie posiadał, nieraz wśród ozdób pojawia się herb Gdańska, spis mistrzów znajdujemy dopiero w księdze cechowej z r. 1812., a nazwiska ich na wyrobach ukazują się wyjątkowo wśród napisów. Wyroby z innych miast w pobliżu Gdańska są tak dalece podobne do gdańskich, ze niepodobna ich odróżnić, tak że należy zaliczyć je do gdańskiej szkoły.

Pierwsi zdunowie „lutifiguli” w Gdańsku na Prawem Mieście wymienieni są w roku 1374, a w 1416 było ich tu siedemnastu. Ponieważ garncarze gdańscy skarżyli się, że z Polski. Prus i z Bydgoszczy przywożą wbrew przepisom nie tylko szare bydgoskie garnki. ale i polewane, więc Rada postanowiła, że obcy zdunowie mają prawo przywozu tylko cztery razy do roku w oznaczonych czasach, po czternaście dni za każdym razem, garnków szarych, a w tym w maju i na św. Dominika. także białych polewanych. Ugodę tę zdunów gdańskich z Radą podpisał starszy Jan Crembser i podstarszy Gergen Alter. Podobne skargi bywały częste. Tak w 1741 Michał Lindtler starszy cechu i Gottfryd Weich podstarszy donoszą, że z Holsztynu i Bremy przybywają przekupnie, a także z przedmieścia gdańskiego Stolzenbergu, przywożą polewane wyroby garncarskie na wozach i sprzedają przed bramami miasta. W 1748. skarżą się przed Radą starszy Gottfryd Weich, podstarszy Chrzysztof Schiiller i wszyscy mistrze zduńscy, że wielu szkodników mieszka wokoło miasta, którzy na ziemiach należących do miasta bezkarnie poza cechem pracują, zakładają piece i sprzedają towary, a zwłaszcza szkodnicy ze Stolzenbergu i pewien garncarz, Klinge mieszkający na polach miejskich, czynią wielki uszczerbek w ich utrzymaniu. Dalej czynią im ujmę sąsiednie miasta Frauenburg, Tolkmit, Nytych, Tczew, Gniew, Starogard, Malborg, i Elbląg. W r. 1750 znów słyszymy, że bremeńczycy zaopatrzeni w polecenia wysokich osobistości, nie zważając na oznaczony im czas, odprawiali swobodnie targi. W 1755 znów wpływa skarga że bremeńczycy po za swymi dzbankami, dzbanuszkami i garczkami na masło i innymi żółtymi polewanymi naczyniami, które też miejscowi wyrabiają, co rok to nowe rodzaje naczyń przywożą, skoro od miejscowych wzięli wzory. Podpisani Efraim Lindtner starszy i Jan Kloth podstarszy. W r. 1752 przywieziono z Polski, Prus i Bremy towaru za 80 tyś. złotych. Tak drogie i poszukiwane dziś naczynia ze sławnych fabryk w Delft, założonych po r. 1611, zabierały okręty wracające z Holandji do Gdańska, jako obciążenie dna okrętu.

Sprzedawano nadto na Pomorzu fajansy z Hamburga, Streli, Frankfurtu n. M., Strassburga i Szwecji. W r. 1759 bremeńczycy, którzy od stu lat rozkładali swe towary na Długim Moście między bramą Zieloną i Św. Ducha przenieśli się na Targ Maślany. W r. 1771 z powodu złych czasów otrzymali mistrze gdańscy pewne ulgi od Rady. W następnym roku nastąpił zabór Pomorza przez Prusy, a oddzielone od Gdańska przedmieścia mogły wykonywać wszelkie rzemiosła niezależnie od gdańskich cechów, popierane w tym przez Fryderyka. W r. 1781 Fryderyk założył nawet na Stolzenbergu fabrykę fajansów, aby zaszkodzić wywozowi fajansów z Gdańska do Polski. W r. 1793 skarżą się zdunowie ze Stolzenbergu Franciszek Szybski i Jan Reifenberg, że gdańszczanie przeszkodzili im w założeniu pieca, gdy przeciwnie oni pozwalają im pracować na ziemi królewskiej. W tymże roku król zakazał, w zagarniętym już Gdańsku, sprzedawania angielskich fajansów, a nawet nie pozwolił rozsprzedać tego, co było na składzie w Gdańsku. Na Stolzenbergu było widocznie niewielu zdunów, bo w roku 1805, prócz dwóch poprzednio wymienionych spotykamy tylko jednego mistrza Plewego, który prosił króla o pozwolenie postawienia tam pieca. Oblężenie Gdańska w r. 1807 zniszczyło cały przemysł i wszystkie zapiski pracowni na Stolzenbergu. W r. 1814 gdański cech przejął zdunów ze Stolzenbergu.

Niepodobna odróżnić po rysunku fajansów z Gdańska od wyrobów z miast sąsiednich. W Gniewie ukazał się pierwszy zdun w r. 1758, który uczył się w Gdańsku. Na naczyniach z okolic Elbląga widzimy w szczerbach barwę czerwonawą, gdy z okolic Malborga i Starogardu szaro-żółtawą, a na gdańskich różne odcienia tych dwóch barw, co zwłaszcza widać wyraźnie na kaflach. Gdy na starszych wyrobach glina jest mniej czysta, na późniejszych więcej czysta, żółtawo-biaława, więcej krucha.

Czasopisma_007_02_213_0001b Czasopisma_007_02_213_0001a Czasopisma_007_02_212_0001 Czasopisma_007_02_213_0001c

Piec w Dworze Artusa, mający 12 m. wysokości, wykonał w r. 1546 Jerzy Stelzner z wzorzys-tych wypukłych kafIi, przedstawiających popiersia różnych ludzi, o przeważającej zielonej barwie. Typ tych kafli spotykany często w całej Polsce, znaleziony wśród wykopalisk na Wawelu, urobił się w okresie gotyku. Pod koniec XVI w. w największe użycie weszły kafle gładkie, niewielkich rozmiarów, które z Holandji, przy ówczesnych rozległych związkach kupieckich tego kraju, rozwożono nie tylko po całej północnej Europie, ale i po zamorskich koloniach. W Holandji, gdzie ziemia jest wilgotna, dla niedopuszczenia wilgoci do wnętrza, wykładano podłogi i dolną część ścian kaflami. Zrazu wykładano ściany oszczędnie, tylko u dołu, dalej kominki, i wewnętrzną ich ścianę, z wyjątkiem ustawionej w głębi żelaznej, zwykle wzorzystej płyty, chroniącej ścianę od ognia; kafle odbijały ciepło i nadawały się do czystego utrzymania; od początku XVIII wieku całe nieraz ściany wykładano kaflami. Widać, że pierwowzory niektórych kafli były wykonane przez zdolnych malarzy, a potem kopjowane pospiesznie przez kaflarzy, ale czasem malowali je sami malarze, jak Frydom i Abraham Kooge. Wzorami dla kafli bywały też liczne holandzkie ryciny. Ciekawe, że znów kafle oddziaływały na twórczość malarzy, bo np. u malarzy z Delft, w przeciwieństwie do innych holandzkich, zazwyczaj tło obrazów jest jasne. W przeciwieństwie do dzisiejszego sposobu malowania wprost na glinie wypalającej się na biało, a potem, dawania przeźroczystej lśniącej polewy, pokrywano najpierw tło białym szkliwem, na którym dopiero malowano barwnie cynowym szkliwem nieprzeźroczystym.

W pierwszym okresie od r. około 1580-1630 wzór kafli jest najczęściej ornamentalny, ukazuje się barwa silna żółta i czerwonawo-bronzowawa, obok głębokiej niebieskiej i zielonej, grubość płytek wynosi około l cm., w rysunku znać wpływy włoskie. W drugim okresie, do r. 1670, gdy malarstwo holandzkie stoi u szczytu, motywy zdobnicze są bogatsze, ukazują się ludzie, krajobrazy, pojawiają się wpływy chińskie, tło więcej się uwydatnia, jest ono barwy mleczno- białej, wzór przeważnie niebieski, grubość płyt wynosi około 7 mm. W trzecim okresie do końca XVIII wieku przeważa barwa fiołkowa, złamana, w duchu rokokowym, ukazują się na pojedynczych płytach, albo na szeregu kafli razem złożonych, obrazy przeważnie religijne, albo z życia pasterskiego, grubość płytek wynosi około 5 mm.

W Muzeum historji Sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego widzimy na kafli Filipa djakona, udzielającego Chrztu dworzaninowi królowej Etyopji, w głębi stoi dwukonny powóz z wielkim parasolem, dalej krzaki i las. Na innej w tychże zbiorach oglądamy znów ewangelicznego Zacheusza, który wyszedł na drzewo, aby lepiej przypatrzeć się otoczonemu ludem Chrystusowi. W Muzeum ks. Czartoryskich w Krakowie na kafli wyobrażony jest Chrystus umywający nogi apostołom. Na zamku w P o d h o r c a c h zachował się wielki piec z kafli gdańskich, wykonany umyślnie dla Rzewuskich z ich herbami „Krzywda”. Barwa tych kafli biała, rysunek niebieski. Wspaniałe piece w zamku w W i ś n i o w c u przeniesione na Wawel, są błędnie uważane za gdańskie, gdyż ten rodzaj spotykany na całej Rusi Polskiej, pochodzi z tamtejszych fabryk. W r. 1757 mistrz Chrzysztof Schiiler donosi, że kanclerzowi koronnemu Małachowskiemu ma wykonać dziesięć pieców, a generałowi Puttkammerowi siedem pieców, a cenę każdego pieca oznacza na 100 złotych: widać stąd że miał on wielką pracownię. W Druzdowicach w ziemi Przemyskiej były „piece gdańskie z kaflów pięknych w orły rozmaitą farbą malowanych”, dalej piec „w flader malowany” i piec błękitny.Zwyczajem holenderskim w Gdańsku i w polskich dworach wykładano kaflami posadzkę i dolną część ścian. Tak na zamku w Jaworowie wedle oględzin z roku 1661. wyłożona była posadzka kaflami gdańskimi.

W zbior. Uniw. Jag. są kafle z widoczkami, pochodzące z zamku w Wiśniowcu, gdzie wykładane były nimi ściany w sieniach i przedpokojach. Gdy piece gdańskie z XVII i pierwszej połowic XVIII w. mają kaf1e gładkie wzorzyste, to od tego czasu ujęcie obrazków na kaflach’ staje się wypukłe, gdy wzór dawniejszych kafli jest niebieski-kobaltowy, to od połowy XVIII wieku często ukazuje się obok niebieskiej, albo też sam, bronz manganowy, dalej żółta i zielona. Około r. 1770 barwa zielona przeważa, polewa staje się lśniąco biała, a rysunki w przeciwieństwie do dawnych biblijnych i mytologicznych, zaczerpnięte teraz z życia wieśniaczego albo dworskiego, a czasem ukazują się gdańscy przekupnie uliczni, znani nam z miedziorytów M. Deischa, które wydano w tych, właśnie czasach. Kafle pozostają w Gdańsku nadal wielkie, a kształt pieca dawny, tak że gdański piec łatwo poznać. Piece zwyczajnie stoją na nóżkach i to drewnianych, w przeciwieństwie do elbląskich, których nóżki są z tego materjału co kafle. Górna połowa pieca stale jest węższa, prawie zawsze z okienkiem w środku. Górę zdobi gzyms barokowy, na szczycie przykrywy ozdobny przedmiot jak orzeł, naczynie, zwierzątko i t. d. a nieraz i sterczyny na krawędziach. Wyjątkowy jest piec w Muzeum gdańskiem, złożony z bardzo wielkich kafli, tak że przednia kafla górnej części ma wysokości 90 cm,” szerokości 65 cm. z wyobrażoną Wenerą i Wulkanem w pracowni, barwy niebieskiej i manganowo-bronzowej, z orłem wyrzeźbionym z drzewa na szczycie. W stylu Ludwika XVI i empire, wzór rozłożony na całości pieca, nie na poszczególnych kaflach, wzór lekki wdzięczny. Po roku 1800 wchodzą piece okrągłe z drobnym wzorem jedynie w paski z nieco więcej ozdobionym szczytem, barwy brudnego-ugru, podobnie jak na naczyniach z tego czasu. W Elblągu i okolicy piece budowane więcej pomysłowo, gzymsy są więcej wystające, silniej profilowane, i często łamane, a na rogach przeważnie kręcone słupki, malowidła są śmielsze, ale mniej staranne. Z wyrobów ceramicznych gdańskich, które możemy oznaczyć co do czasu powstania, najdawniejszy jest wielki dzban z oznaczonym rokiem 1637, z Muzeum Narodowego w Krakowie, z niebieskim, bardzo prostym wzorem na białym szkliwie z herbem Gdańska trzymanym przez dwa lwy, z koroną ustawioną nie prawidłowo nad tarczą, zamiast na tarczy. Mistrz dał tu swój znaczek, wyraźnie widoczny na zdjęciu. J. F. Secker nieznał tego zabytku i podawał jako najdawniejszy datowany fajansowy umywalnik z Muzeum Gdańskiego z herbem Gdańska i datą 1697, wykonanymi jak cały wzór, niebieską barwą na białym szkliwie. Z umieszczonego tu wiersza wynika, że wykonawcą był Marcin Fehlan, który uczył się na Stolzenbergu. Następny co do daty jest talerz z r. 1727 z podpisem Joachima Berliena i Chrzysztofa SchiiIlera, zapewne praca mistrzowska drugiego z nich, wykonana u pierwszego. Rzeczy z tych czasów są dobre pod względem rysunkowym, ale słabo wykonane, barwy niebieskiej nieładnej; około r. 1740 ukazuje się bronzowa-manganowa. W r. 1750 staje w Gdańsku przemysł zduński na szczycie, polewa jest jasna, wchodzi barwa jasno żółta i zielona. W czasach empiru mniej więcej do roku 1820 naczynia fajansowe bywają znacznie słabiej wykonane niż przedtem, polewa nie jest już tak czysta, barwa żółta-szarawa też jest mętna, ale niektóre naczynia i piece są bardzo dobre w rysunku i wzorach. Po r. 1820 zduństwo artystyczne zanika w Gdańsku.

O wyrobie  zwyczajnych garnków w Gdańsku słyszymy w XVI w., nie był on jednak nigdy zbyt wielki, gdyż wyroby gliniane przywożono w większych ilościach z głębi kraju. Do Gdańska wywożono garnki z Chmielowa obok Opatowa w Sandomierskiem województwie, z Kołaczyc niedaleko Jasła, z Kobylina w Wielkopolsce, a Klonowicz we „Flisie” wspomina o wielkich podłużnych garnkach wywożonych do Gdańska z Bydgoszczy. W r. 1664 Iłża, miasteczko w ziemi Radomskiej, należące do Tarłów, posiadało przywilej sprzedawania wyrobów glinianych na Gdańsk i miasta pomorskie. Część tych wyrobów odchodziła zapewne za morze.

Joanna Schopenhauer we wspomnieniach swej młodości opowiada, że w Gdańsku: „spotyka”się chodzące góry z garczkami i tylko wychodzący z nich krzyk w rodzaju jodlowania „Kooptoopki, top, top koop!” (Kup; T opf = garnek), zdradza ukrytego w tern kruchem otoczeniu Szymka, którego głowa wysterczająca z tego krąźącego składu towaru, może być łatwo wzięta za Jego część. W Polsce co roku wyrabiają ogromną moc garnków kuchennych, misek, doniczek z gliny właściwej temu krajowi, bez których gdańska kucharka nie mogłaby się obejść. Wielkie ilości tego towaru przywożą na sprzedaż Szymki (włóczkowie), przemysł opłaca się dobrze, ilość rozbitych w ciągu roku garnków równa się prawie ilości przywiezionych, a najciekawszy z tego pozostaje zawsze sposób w jaki je roznoszą na sprzedaż po ulicach. Na długim na kilka stóp powrozie zawiesza się taką ilość garnków i miseczek, jaką tylko może zmieścić, podobnie jak perły, tym powrozem owija się Szymek od góry do dołu tak umiejętnie, że garnki bez rozbicia się leżą jeden nad drugim jak grona. Największe, których by inaczej niemożna zabrać, niesie się w ręce. Że nogi nie są tak skrępowane, żeby nie mógł swobodnie poruszać się, nie trzeba dodawać” . M. Deisch na pierwszym obrazku swych „Gdańskich wywoływaczy” z około r. 1780, a więc z czasu nieco późniejszego od opowiadań Joanny Schopenhauer, przedstawił roznosiciela garnków, wołającego: „Topky Top, kupczi panky”. Widać, że roznosiciel już znaną ilość naczynia spuścił z powróseł, przerzuconych przez ramiona.

Źródło : T. Kruszyński. Zdunowie gdańscy w dawniejszych czasach. Przemysł, Rzemiosło, Szuka. 1922. s.

About the Author